Intermezzo

Wiersz: Bruno Jasieński
Zielone są ręce moje, 
i zielone są oczy moje, 
i zielone są rzęsy moje, 
jak peperment… 
Biała nuda usiadła w kucki na czarnym dywanie 
i podaje mi fajkę 
nabitą antypiryną. 
A ze ściany vis a vis łysy, wyuzdany 
zegar uśmiecha się do mnie z wyrazem 
najdwuznaczniejszych propozycji… 

Im

Wiersz: Bruno Jasieński
Kiedy skończę mówić, w półmrok kontramarki
Wychluśnięcie falą, cisnąć się do palt.
W szarym kapeluszu wciśniętym na barki
Pójdzie w ślad za wami mój ochrypły alt.
Pójdziecie jak mrówki, długie czarne sznurki,
Ciągnąc gdzieś za sobą ciężkie perły słów.
Każdy z was zawlecze cos do swej komórki,
Będą z etażerki rozbrzmiewały znów.
Wyjdzie mąż z małżonką, deszcz im twarze porżnie,
W noc ich poprowadzi ich codzienny trakt,
By odmówić pacierz i odrobić zbożnie
Na święconym łóżku swój państwowy akt.

Finish

Wiersz: Bruno Jasieński
Czytały mnie białe panienki
Z podkrążonymi oczyma
I podkreślały ołówkiem
Pornograficzne stroniczki…
Ja jestem małym lift – boyem,
Którego nikt nie trzyma…
Ja jestem małym lift – boyem
W domu pąsowej księżniczki,
Na 120 piętro 
Wożę jej bladych kochanków.
Wożę naiwnych kochanków
Do zamku Chryzolindy.
A potem czekam za drzwiami,
Czekam cierpliwie poranka
A potem strącam każdego
W zieloną przepaść windy…
Ja jeżdżę tam i na powrót. 

Egzotyka

Wiersz: Bruno Jasieński
W skwarne białe południe złotych dni upalnych,
Gdy suchy piach asfaltów stopy moje mazał,
Na rogu najludniejszej, spiętrzonej ulicy
Połknęła mnie tropikalna oaza
„Handel towarów kolonialnych”.
Purpurowy eunuch w fartuchu subiekta
Odważa w grubych rękach pachnący cynamon.
Orzechy, wyłażące z skorup jak ostrygi,
Długie pudła daktyli jak lepkie insekta
I figi, słodkie prasowane figi!
Dlaczego mi nie kupisz ich już nigdy, mamo?

Echo o Żeromskim

Wiersz: Bruno Jasieński
Już od dawna z latarni zdarto krepy abażur, 
Z szpalt dzienników spłynęły czarnych liter strumienie. 
W oddalonym grobowcu na kalwińskim cmentarzu 
Pochowała już Polska swe krwawiące sumienie. 
Ozdobiła Mu szyję w wielkiej wstęgi naszyjnik, 
Rozkazała jednemu: Ty mu pokłon swój udasz! 
W kornej ciszy narodu zagorzały partyjnik 
Wielkiej piersi wystygłej dotknął ręką jak Judasz. 

Do proletariatu francuskiego

Wiersz: Bruno Jasieński
Wiem,
Tego nie zagłuszy wrzawą słów odświętną!
O tym dudni pod stopą znieważony bruk
i krzyczy waszych domów rumieniec ceglasty.
Wiecznie będzie na czole palić was jak piętno
Rok 1914.
Nie poję, kto was wciągnie w ten upiorny trans.
Na krzyk we krwi po łokcie unurzanych Foszów
szliście ze śpiewem, szeregiem,
ostrym szydłem bagnetów dłubać w serach  boszów –
„pour la France!”

Do futurystów

Wiersz: Bruno Jasieński
Już nas znudzili Platon i Plotyn, 
i Czarlie Chaplin, i czary czapel – 
rytmicznym szczękiem wszystkich gilotyn 
piszę ten apel. 
Dziwy po mieście skaczą już pierwsze, 
zza kraty parków rzeźby wyłażą, 
kobiety w łóżkach skandują wiersze 
i chodzą z niebieską twarzą. 
Po cztery głowy ma każdy z nas. 
Przestrach nad miastem zawisnął niemy. 
Poezja 
z rur się wydziela 
jak; gaz. 
Wszyscy zginiemy. 
Dzień się nad nami zatrzymał złoty 
i pola nasze pobił grad, 
jakby wytoczyła przeciw nam kulomioty 

Deszcz

Wiersz: Bruno Jasieński
Tobie, Reniu
Pada deszcz. Pada deszcz. 
Tańczą cienie na firance… 
Biały Pierrot, nocny wieszcz, 
Deklamuje lilii stance. 
Nocą… Cśśścho… Wszystko śpi… 
Jacyś… w kryzach… Mrok… rozpływa… 
Wynosili coś przez drzwi… 
Miękkie kroki wchodzą w dywan… 
Krzywy pajac, biedny klown, 
Głupi rycerz Beatryczy 
Twarz wykrzywił zło, jak faun, 
Na podłodze siadł i KRZYCZY… 

Dekret

Wiersz: Bruno Jasieński
Siadł przy biurku satrapa,
Mózg mu troski żre kret,
Po głowie się podrapał
I napisał dekret:
Czas przez jeden śmiały nóg sus
Wyrugować z Polski luksus!
Odtąd kraj nas redivivus
Musi wstrzymać wszelki wywóz.
Sam rób wszystko, sadź i oraj,
Reszta luksus jest od wczoraj.
Primo: każdy obcy napój
Zaraz z handlu powyłapuj.
Czas, by wygnać  z wszelkich sfer bat
Smak zamorskich kaw i herbat.
Gdzie zobaczysz obcy szampan,

Cafe

Wiersz: Bruno Jasieński
Karasiński i Verdi i Strauss i Bizet, 
Filiżanki, łyżeczki i obłęd i chichot 
Kapelmajster zziajany w skrzywionym pince – nez 
Jeden z całą orkiestrą walczy jak Don Kichot 
Ci się pchają ! Ratunku !! jeszcze jeden gość ! 
Powiedzcież niech raz na klucz drzwi zamkną odźwierni 
Panowie ! Ja nie mogę ! Paaanowie !!! Już dość !! 
Nie róbcie że z kawiarni jakiejś ekstazerni ! 
Utlenione, liliowe moje vis – a vis 
Pije grog, jak wytrawny stary alkoholik 

But w butonierce

Wiersz: Bruno Jasieński
Zmarnowałem podeszwy w całodziennych spieszeniach, 
Teraz jestem słoneczny, siebiepewny i rad. 
Idę młody, genialny, trzymam ręce w kieszeniach, 
Stawiam kroki milowe, zamaszyste, jak świat. 
Nie zatrzymam się nigdzie na rozstajach, na wiorstach, 
Bo mnie niesie coś wiecznie, motorycznie i przed. 
Mijam strachy na wróble w eleganckich windhorstach, 
Wszystkim kłaniam się grzecznie i poprawiam im pled. 

Ballada

Wiersz: Bruno Jasieński
Wąska, maleńka uliczka, tak jak malował je Ruso,
Z dala od huku śródmieść, po których tańczył bies dni
Chude spiczaste domki jak widma białych brzóz są
Wpatrzone w zamyśleniu w wąziutki strumyk jezdni.
W oknach o wargach z geranii, na których uśmiech zanikł,
Spróchniały ząb wazon, co go na wiosnę stłukli.
Z okna na piętrze wietrzą zawsze ten sam dywanik,
Która wywiesza pani w czarnej niemodnej sukni.

Bajka o kelnerze

Wiersz: Bruno Jasieński
kawiarnia była nabita szczelnie 
kiwał się rajer nad każdym stolikiem 
na palcach chodził po sali kelner 
roznosił na tacy likier 
i gdy do taktu orkiestry pstrej 
stawiał przed gościem kotlet 
ujrzał we fraku świński ryj 
zmieszał się nagle i pobladł 
dziwny mu w myślach zrodził się zamęt 
w noc roziskrzoną po drutach biegł 
cicho, pod skrzypiec akompaniament 
na dworze padał śnieg 
i widział ołtarz, skąd schodził anioł 
wiatr go kołysał na strandzie 
gdy kapał sosem na białą panią 
w czarnym olbrzymim Rembrandcie 

Zmęczył mnie język jak twardy zlepek

Wiersz: Bruno Jasieński
Zmęczył mnie język jak twardy zlepek.
Jestem jak człowiek, co lampy przerosł.
Na skrzyżowaniu dwóch wrogich epok
stoję, cynicznie gryząc papieros.
Nudzą mnie wiersze najszczersze, bo
poznałem wszystkich mów Niagary.
Z jednych słów umiem tak jak Rimbaud
stawiać katedry i lupanary.
Znam słowa śmigłe jak uda sarn.
u Znam słowa równe biblijnym psalmom,
Nad łóżkiem moim śpiewał Verhaeren
i długie fugi zawodził Balmont.