Pieśń o głodzie – Śpiew maszynistów.

Wiersz: Bruno Jasieński
słońce przygniótłszy kolanem, skóry dymiące się połcie 
długo do mięsa obdzierał nasz okrwawiony scyzoryk. 
w noce bezgwiezdne majtkom na świata płonącym drednoucie 
twarz wylizały do krwi nam zorzy czerwone ozory. 
nam-li wyrosłym w trudzie pod wściekłą zdarzeń ulewą 
błądzić po morzach uniesień w gwiezdne wsłuchanym kapele? 
zgodnym wysiłkiem twardych rąk rozhuśtany w lewo 
czarni maleńcy ludzie ziemi olbrzymi propeller. 

Pieśń o głodzie – Prolog.

Wiersz: Bruno Jasieński
w wielotysięcznych, stuulicych miastach 
wychodzą codziennie tysiące gazet, 
długie, czarne kolumny słów, 
wykrzykiwane głośno po wszystkich bulwarach. 
piszą je mali, starsi ludzie w okularach. 
nieprawda, 
pisze je Miasto 
stenografią tysiąca wypadków. 
rytmem, tętnem, krwią. 
długie czterdziestoszpaltowe poematy. 
wystukują je stutysięczne aparaty, 
które słyszą puls świata za miliony mil, 
agencje reutera, havasa, paty, 
długie, kilometrowe papierowe zwitki. 
komunikaty. 
miasto słyszy wszystko. 

Pieśń o głodzie – III

Wiersz: Bruno Jasieński
a potem przyszły dni, 
dni dziwne, 
pełne purpurowej grozy 
i krótkie, blade, przerażone noce. 
ulicami pędziły ciężkie autowozy 
naładowane ludźmi, od bagnetów ostre 
i pełno było wszędzie lepkiej, skrzepłej krwi, 
jakby kto rozdarł wielką, zaropiałą krostę. 
chodnikami wałęsali się bladzi, dziwni ludzie 
z błyszczącymi niesamowicie, wklęsłymi oczyma 
i wszystko było dziwnie mętne, 
jak w gorączce. 
czas się zatrzymał. 
dni przychodziły śpiące 
i noce koloru khaki. 

Pieśń o głodzie – II

Wiersz: Bruno Jasieński
w maju, 
w zazielenionej słonecznej stolicy 
spacerowały po trotuarach kobiety dzieci i żołnierze, 
gdy nagle 
z buchającej aorty przecznicy 
bęben uderzył. 
szli kolumnami,. 
za rogiem ginęli 
szereg za szeregiem rytmiczny i twardy 
na piersiach szarych, żołnierskich szyneli, 
jak kwiaty, 
czerwieniały czerwone kokardy. 
za szeregami ulicznicy 
z krzykiem i świstem 
gonili tańczący, 
wyrzucali czapki, 
ulice się kłaniały białe i czyste. 

Pieśń o głodzie – I

Wiersz: Bruno Jasieński
daj twarz do kolan swoich przytulić. 
krew z twoich palców zliżem. 
z odrzuconymi bezwładnie 
rękami 
ulic 
leżało Miasto krzyżem. 
przybili go do ziemi ćwiekami lamp, 
jarzące białe gwoździe wżarły się, 
jak krzyki. 
przyszła noc 
i przylgnęła do krwawych ramp 
palącą chustą weroniki. 
okropna, 
lepiej deszczem po twarzy tłuc, 
jak tych 
ukrzyżowanych na bramach rajów. 

Pieśń o głodzie – Finał.

Wiersz: Bruno Jasieński
na miękkiej trawie twarzą do chmur 
leżę ogromny chiński bogdychan. 
nie tknął mnie żaden piorun ni mór, 
a jednak czuję, że zdycham. 
i kiedy z estrad płonących jaśniej 
ciskam swoje ochłapy brutalny i wielki, 
śmierć moja może dogryza już właśnie 
moje ostatnie cukierki. 
nie będę pisał wierszy, – jak pusty kłos SĄ, 
lecz wiem, że ci, co raz słyszeli je, 
jak zarazę za sobą wszędzie poniosą 
kaprysów moich ewangelie. 

Perche

Wiersz: Bruno Jasieński
Mary 
Dlaczego nie przyszłaś wczoraj ?
Czekałem…Czekałem…
Mówiłaś, że spotkamy się w naszej kawiarni…
Obiecałaś…
Cały wieczór siedziałem.
Wypiłem 4 czarne kawy.
Wchodzili różni ludzie, głośni, ordynarni.
Mówili. Pili. Gestykulowali.
Przy mnie siadł jakiś szlagon wąsaty w  węgierce…
A ja byłem taki smutny, smutny…
Tak na mnie dziwnie patrzył ten kelner  kulawy…
Wiesz… On musi mieć dobre serce…
Dlaczego nie przyszłaś ? 

Panienki w lesie

Wiersz: Bruno Jasieński
Zalistowiał cichosennie w cichopłaczu cicholas, 
Jak chodziły nim panienki, pierwiośnianki, ekstazerki, 
Kołysały się, schylały, rwały grzyby w bombonierki, 
Atłasowe, żółte grzyby, te, co rosną tylko raz. 
Opadały pierwsze liście na sukienki crepe de chine, 
Kołysały się rytmicznie u falbanek walansjenki, 
Zapłakały białe brzozy, podkrążone demimondainki 
I złe buki, stare mruki, pogrążone w wieczny spleen. 

Na rzece

Wiersz: Bruno Jasieński
na rzece rzec ce na cerze mrze 
pluski na bluzki wizgi 
w dalekie lekkie dale że 
Poniosło wisłobryzgi 
o trafy tarów żyrafy raf 
ren cerę chore o ręce 
na stawie ta wie na pawie staw 
o trące tren terence 
na fale fal len na leny lin 
nieczułem czołem czułem 
od doli dolin do Lido lin 
zaniosło wiosła mułem

Morse

Wiersz: Bruno Jasieński
Właściwie
to jest może najdziwaczniejsza z naszych wszystkich maskarad,
kiedy w obcisłych paltach
przesadnie correct
wychodzimy na wiosnę defilowac korsem
a nikt nie wie, że każdy z nas, papieży sekt,
to po prostu ubrany w miękki pless
aparat
systemu Morse.
We dnie pośpieszny urywany takt
stukot młoteczków przychodzących depesz
z głębi koszuli przez fałd madapolam
tak tak taktak tak

Morga

Wiersz: Bruno Jasieński
Przyjechali czarną, zamkniętą karetką. 
(Był wieczór… jesienny wieczór… 
Błoto – spleen – zapatrzenie…) 
Wynieśli coś ciężkiego, nakrytego płachtą. 
Postawili nosze na kamienie. 
Robili rzecz zwinnie. 
Lampa oświetlała ich jasno, biało. 
Było cicho… Deszcz śpiewał w rynnie… 
Konie człapały kopytami… 
(… Coś się stało… Coś się stało…) 
Przystanęło kilku ciekawych. 
Patrzyli. Pytali. 
Dolatywały pojedyncze słowa. 
Jakaś rozmowa urywana, krótka, 
Prowadzona ściszonym staccatem… 

Miłość na aucie

Wiersz: Bruno Jasieński
Było złote, letnie rano w szumie kolnych heksametrów. 
Auto szło po równej szosie, zostawiając w tyle kurz. 
Zbity licznik pokazywał 160 kilometrów. 
Koło nas leciały pola rozpluskanych, żółtych zbóż. 
Koło nas leciały lasy, i zagaja, i mokradła, 
Jakaś łąka, jakaś rzeka, jakaś w drzewach skryta wieś. 
Ja objąłem Panią ręką, żeby Pani nie wypadła. 
Wicher zdarł mi czapkę z głowy i po polach poniósł gdzieś. 
 Pani śmiała się radośnie błyskawicznym tremolando, 

Mądry i głupi

Wiersz: Bruno Jasieński
Pyta mądry głupiego: – Na co rozum zda się
Skoro już go przestają chwalić nawet w prasie?
Czemu głupi po świecie jeździ własnym autem,
Gdy mądrego pod kościół wypychają gwałtem.
Bo dziś może, w warunkach pogmatwaniu krętem,
Jedynie bezrobotnym być inteligentem?
Na cóż mu tedy rozum i mądrość bez granic? –
„Na co rozum” – z uśmiechem odparł głupi – „Na nic” 

Matki

Wiersz: Bruno Jasieński
Po zielonym ogrodzie, po pluszowych ścieżkach
Chodzą jasne kobiety niezgrabne, jak gruszki,
Mówią bajki o wróżce, która w sadzie mieszka,
I gładzą wąską ręką, napęczniałe brzuszki.
Wiatr zaprasza nasturcje w aksamitny kołys.
Po rowerach rosną kwiatki bratki, niezabudki,
Jutro będzie stu malców wesołych i gołych
Ciągnęło ociężałe, mlekiem słodkie sutki.
Kiedy słońce w arteriach przelewa się żmudnie,
Ciała kobiet są słodkie jak dojrzałe dynie.
Po zielonym ogrodzie w słoneczne południe
Chadzają chrystusowe białe gospodynie.

Marsylianka

Wiersz: Bruno Jasieński
nie będę więcej sławił żadnej z dam 
ani jej imię w śpiewnych strofach pieścił 
odkąd ujrzałem cię raz pierwszy tam 
w tym dziwnym, nigdy nie widzianym mieście 
pamiętam wieczór jak wytarty gwasz 
i w bramach domów przykucnięty przeraz 
gdym nagle w tłumie ujrzał twoją twarz 
i zrozumiałem że to właśnie t e r a z 
ulica drgała wijąc się jak wąż 
migotał witryn kolorowy miszmasz 
i wiatr dął słodszy niźli ust twych miąższ 
na których pręgą wyciśnięty krzyż masz 

Lili nudzi się

Wiersz: Bruno Jasieński
Na kuszetce przykrytej skórą jaguara 
Słomianowłosa Lili 
Z oczami fiołkowo – czarnymi jak Chinka 
Zwinięta w kłębek czyta Maeterlincka 
Cedząc przez białe zęby srebrny dym cygara 
U jej nóg na szerokiej śniegopłatnej kozie 
Olbrzymi ryżobiały Saint – Bernard 
Napoleon 
W wyczekującej pozie 
Drzemie 
Leniwie czyhająca cisza popołudnia 
Książka z szelestem upada na ziemię 
Lili ziewa jak kot 
Przeciąga się długo, żmudnie 
Siada 

Jak introdukcja

Wiersz: Bruno Jasieński
Całując owrzodzone palce syfilistycznej 
kochanki dobrze jest słuchać ostrego 
śpiewu mijających tramwajów, 
kiedy muzyka w sąsiednim szpitalu 
wariatów gra „Dreaming” 
A w kinie na vis – a – vis, 
onosrepując czerwone walce 
pod niebem water – sky 
w zielonej gazowoalce 
po raz 30.000 
umiera Mia May… 

Ipecacuana

Wiersz: Bruno Jasieński
Na pierwszym moim koncercie, 
(A może mi tylko śni się…) 
Siedziała w trzecim rzędzie 
Pani w niebieskim lisie. 
Miała oczy wklęsłe, 
takie ogromnie dalekie. 
I długie błękitne rzęsy. 
I białe, zamszowe powieki. 
Czytałem strofy rytmiczne. 
Po myślach tłukł się Skriabin. 
Siedziały w krzesłach damy 
Z welwetu i z jedwabiu.