Sumnienie
Przekląłem — i na wieki rzuciłem ją samą,
I wzburzony, nim księżyc zabłysnął wieczorem,
Jużem się od niej długim rozdzielił jeziorem.
A gdy się toń jeziora księżycową plamą
Osrebrzała, gdy wichry zawiewały chłodniej,
Jam jeszcze leciał — jeszcze uciekałem od niej.
I może bym zapomniał — bo koń leciał skoro.
Bo mi targały myśli tętniące kopyta.
Gdzie ona? — oszukana — przeklęta — zabita…
Wszak jęk tu nie doleci, wszak łez nie zobaczę.