Wyślij za pomocą:

Wiersz: Krzysztof Kamil Baczyński

Wieją proporce, w oberżach niebiesko plączą dziewczęta, 
tam każda Margerita jest aniołem, miłość jak wino słodka. 
Kładąc jak fotografię oczy w zanadrze – smutek ściśnięty w szczękach 
– wychodzili korsarze krokami chwiejnymi jak pokład. 
Kołysały ich burze magnetycznie ciążąc do chmur, 
a trwogi zielone spływały obok. 
Wstawał, opadał i giął się ocean wezbranych gór, 
gdy maszt czarny od lęku przebijał nagle obłok. 
Im nie anioły w niebie, raje tamtych z lądu. 
Burza nie piękna, ręce słabe jak ptaki na linach, 
kiedy chwytały ich nagle smoki chmur i prądów 
powikłanych w uprzęży wodorostów śliskich jak ślina. 

To serc pęknięty żagiel przepuszczał przestrzeń i wył, 
a niebo bez gwiazd głęboko śmiało się pełną piersią, 
kiedy im – pękną nie pękną – wzrastały wrzody żył, 
a wiatr uderzał rogami przerażeń i śmiercią. 
Nie płacz, Marietto, Anno, nie płacz, Henrietto. 
Bóg piratów ma ręce jak oni żylaste i czarną twarz, 
jest admirałem z fajką, pije rum białych szkieletów 
i miserere orkanów grał im, ach, jak im grał. 
Czy znasz, kochana, ten kraj, gdzie słońce zachodzi zielono, 
a puszcze ryb jak powietrze przez usta obrosłe glonami płyną? 
To po biblijnych kataklizmach płoną 
oczy pirackie przysypane śniegiem zielonym – głębiną. 

listopad 1940 r.

Podobne posty