Wyślij za pomocą:

Wiersz: Krzysztof Kamil Baczyński

Matce 
Bożek wschodu, gdzie z twarzy wschodzą bez wyrazu 
dwie krople oceanu – dojrzałe owoce wody, 
zastyga przy kominkach i trójkątną twarzą 
prowadzi sny puszyste w wilgotne ogrody. 
Przez kasztanowy zapach i jesienną wilgoć 
kołysze noc wysmukłą jakby widmo łowów 
i długo śpiewa pieśni nad zabitą wilgą 
wywołując upiory krążące nad głową. 
A potem ogień ciągnie złotych iskier struny, 
bulgocą oczy, to woda, zenitalne deszcze, 
i wieje duszny samum sypkim piaskiem dreszczy, 
gdy otworzą się oczy jak martwe pioruny. 
Wtedy nagle urosną miękkie łapy kota 
i ogromnym tygrysem wyfrunie przez okno 
do wygiętej w księżycu samicy ze złota. 
Zostanę ja i ogień, i moja samotność. 

luty 41r.

Podobne posty