Wyślij za pomocą:

Wiersz: Krzysztof Kamil Baczyński

O miasta w dole tam, gdzie pułap dymu leży, 
o rzeki w dole tam, o wsi jak białe stogi, 
gdzie maszyn ruch i gdzie ociera złote rogi 
w odbiciu szybkich rzek zielony jeleń chmur. 
Obłoki górą płyną, obłoki są jednakie 
jak ścigający korab albo odbicie fal, 
które mijają sen i są jak ludziom ptaki 
nad ogień i nad stal. 
I w moim kraju one jak indziej niosą szept, 
i w moim kraju one jakby przez obcą dłoń 
niesione – tworzą obraz, który samotny rzeźbiarz 
układa mimo huku albo pogłosu trąb. 
A w dole jest ojczyzna – to, co się nie nazywa, 
to, co jest przypomnieniem najdalszych cichych lat, 

I to, co w oku łza, przez którą widać świat, 
i to, co w sercu sen i nawałnice rąk. 
O, dajcie, dajcie ręce, niech w drżeniu poznam sen, 
co wzrasta i aniołem pozostał pod powieką. 
Ojczyzna moja tam, tam jest i tak daleka, 
jak jest podana dłoń człowieka dla człowieka. 
Ojczyzna moja tam, gdzie zboża niosą wiatr 
i gdzie zielony krąg zamyka pierścień Tatr, 
i gdzie jak posąg złoty morze wygina łuk, 
i człowiek, gdy z człowieka przemawia żywy Bóg. 
Ojczyzna moja tam, jak łańcuch martwych ciał 
i leży na niej głaz, spod niego zieleń tryska. 
O ziemio, tyś jest obraz ciosany z krwawych skał, 
ty jesteś duchom grób i duchom jak kołyska. 
Kto ciałem, temu kat obcina głowy taran, 
kto duchem, temu kat nie zetnie głów płomienia, 
bo gdzie się kończy zbrodnia, tam się zaczyna kara, 
i tam zaczyna niebo, gdzie się kończy ziemia. 

5 IV 42 r.

 

Podobne posty