Wyślij za pomocą:

Wiersz: Krzysztof Kamil Baczyński

Dniało. Mleczne wodorosty wiły 
skręty coraz to wyższe loki snu. 
Ona lilię ciała unosząc, jeszcze mówiła: \\”Miły\\”, 
gdy on, od snu złego ciepły, już szedł na łów. 
A mieli noce upalne, nie było w nich nadziei. 
Płomyk z ust przelewany – pożar ogarniał noc, 
a potem już dogasało, był pokład, co się chwieje, 
mrok podobny do rany i pnie spalonych rąk. 
\\”Miły\\” – mówiła jeszcze. A on oczy białe, 
co. tak od snów wyblakłe, odwracał: \\”Czy ty wiesz, 
tej nocy byłem w lesie, gdzie jodły skamieniale 
były jak srebrne organy, z których tryskała krew\\” 

A potem ręce łamał u okien, które mróz 
przemienił w morza martwe, gdzie nie żeglował nikt, 
i nie było nadziei. Więc szedł przez zimny próg, 
jakby wstępując nagle w nieprzejrzystość szyb. 
I nie było nadziei. Stygło jasnym ciałem \\” 
w pokoju, który nad nią sklepiał niebo w kwiat, 
gdy on szedł wzdłuż zawiei jak przez łąki białe 
i snem niedokończony ręce w rzekę kładł. 

styczeń 42 r

Podobne posty