Żarty Janiczka

Wiersz: Jan Kasprowicz
Zakpił se Janiczek
Z Maryi Teresy,
A niechże go, a niechże go
Jasne porwą biesy!
Schwycili Janiczka
Na wielkim rozboju
I przywiedli go na zamek
Do pani pokoju.
Spojrzała na niego,
Zabłysły jej oczy,
Zatrzęsły się jej kolana,
Prawie się zatoczy.
„Nie będziesz mi wisiał,
Zwolnię cię od stryczka,
Jeśli przyjdziesz do mnie w nocy,
Potrzeba mi byczka.”
„O cesarska pani! –
Janiczek odrzecze –
Pozwól mi się zastanowić.”
„Zastanów się, człecze.”
Wybrał się Janiczek
W cesarskie obory
I potrzaskał twardą pięścią
Zamki i zawory.
Zharatał skotarzy
I wrotnię odmyka,
I od żłobu odwiązuje
Cesarskiego byka.
Wianeczek z kosówki
Włożył mu na rogi
I wesoło poprowadził
W cesarzowej progi.
Hej! obraziła się
Pani cesarzowa
I zawoła: „Już od stryczka
Nic cię nie uchowa!”
„Nie żal mi niczego,
Jeno jednej rzeczy:
Ze tam w domu ma dziewczyna
Strasznie się rozbeczy.”

Wożą gnój..

Wiersz: Jan Kasprowicz
Wożą gnój, wożą gnój,
Wożą w dobrej chwili:
Będą siali owies, jęczmień
I grule sadzili.
Co za woń! Wiosny woń
Szerzy się naokół,
Ryczy krowa i rży koń.
Człek chichoce, gdaczą kury,
Nad podwórzem, tak u góry
Siwy krąży sokół.
Nasi pachołkowie
Sprawują się fajnie;
Otoczyli wieńcem wideł
Oborę i stajnię;
Grzebią w krowim, końskim łajnie,
Daj im, Boże, zdrowie!
Podgięły spódnice
Nasze dziewki hoże
I z grabiami w twardej dłoni
Jedna drugą prawie goni
Przy pracy w oborze.
Radują się chłopcy,
Rośnie dusza w łonie,
Poty cieką im po twarzy,
W oczach ogień im się żarzy,
Rżą jak młode konie:
„Umiesz, Marysieńko,
Obchodzić się z gnojem:
O, jakżeż to będzie ładnie.
Gdy nam kiedyś tak wypadnie
Harować na swojem.
Wozie gnój, wozić gnój
Bedziem w dobrej chwili,
Będziem siali jęczmień, owies
I grule sadzili”.
„Kasiu, Kasineczko!
Jak jest Bóg na niebie.
Nie miałem ci ja spokoju,
Kiedy pierwszy raz przy gnoju
Zobaczyłem ciebie.
Czekajże więc na mnie,
Jak ja czekam na cię:
Tak się dla nas życie utrze,
Ze już jutro lub pojutrze
Będziem w własnej chacie.
Postawim stajenkę,
Postawim obórkę,
Powieziemy gnój na rolę,
W płachcie będziem nieść pacholę,
Synaczka lub córkę”,
Wożą gnój, wożą gnój,
Chłopcy i babule,
Będą siali jęczmień, owies,
Sadzić będą grule.
Wnet się zazieleni
Pole naokoło,
Spod niebieskich swoich pował
Będzie Pan Bóg się radował,
Ze ludziom wesoło.
Wożą gnój, wonny gnój,
Wożą w dobrej chwili,
Będą siali jęczmień, owies
I grule sadzili.

Wieczór nad Gopłem

Wiersz: Jan Kasprowicz
Już spadła lampa światów w oceanu piany,
Baldachim nad jej grobem zdobią zórz rubiny,
Już w gronie gwiazd-kochanek, księżyc srebrnosiny
Przegląda się w kryształach pałacu Goplany.
Ty depcesz nad kaszmirskie piękniejsze dywany,
Lub zmysły poisz wonią majowej rośliny,
Kochanek nuci piosnkę, słowik wśród krzewiny,
Wietrzyk czasem po fali włosów muśnie łany.
Cudny wieczór! Śród takich uroków marzenia
Zdaje ci się, że jesteś na błoniach Edenu,
Że piłeś słodki nektar z zdroju zapomnienia.
Rozkoszne te uczucia boleść ci uśpiły,
Lecz większe ci się rodzą boleści w ocknieniu,
Przebudzisz się — przed tobą szarzeją mogiły!..

Przeprosiny Boga

Wiersz: Jan Kasprowicz
Żyli dwaj staruszkowie
W ogromnej zażyłości
Z staruszkiem Panem Bogiem
Prostym jak oni prości.
Chodzili z Nim na „jednego”
Do Pietra czy do Jakuba,
Nigdy się nie zachwiała
Przyjazna z Nim rachuba.
Przyjaźń to była szczera,
przyjaźń to nie na żarty:
Gwarzyli z sobą jak mogli,
Grywali z sobą w karty.
Aż tu jednego razu
Oblazła ich wielka trwoga:
Wmówił w nich jakiś ceper,
Że obrazili Boga.
Że go pospolitują,
Że miejsce jego jest w tumie,
Nie w zwykłej chłopskiej chałupie,
Nie w zwykłym chłopskim rozumie.
I widać wszelką miał słuszność
Mądrala edukowany,
Bo nagle im się wydało,
Że Bóg opuścił ich ściany.
I odtąd mieli ci starcy
Żywot już całkiem zatruty,
I chęć ich wzięła ogromna
Jakiejś ogromnej pokuty.
„Ja się ukorzę w ten sposób,
Że pójdę, na początek,
Myć nogi dwunastu dziadom
We Wielki Czwartek czy Piątek”.
„A ja – oświadczył drugi –
W ten sposób grzech swój okupię,
Że będę jak święty Szymon
Lat siedem stał na słupie”.
Tak idąc, tak się kajając,
Tak chłoszcząc swe niecne wady
Wcale się nie spostrzegli,
Że ktoś – ciap! ciap! – w ich ślady.
Usiedli na burcie rowu,
Straszliwie utrudzeni,
A obok nich usiadł ktoś trzeci
W jaworu chłodnej cieni.
„Cóż to się z wami dzieje?”
Zapyta wędrowiec nieznany.
„Szukamy Pana Boga,
Opuścił nasze ściany”.
„Ja sobie rachuję – rzekł jeden –
Że przecież Go odnajdziemy,
Choć rzucił naszą chałupę
Nic nie mówięcy, niemy”.
„Zaś moja kalkulacja –
Tak drugi się wątpić ośmieli –
Że chyba nie ma go wcale,
Nie znajdzie się do niedzieli”.
Poklepał ich po ramieniu
I tak im od razu powie:
„Po co się włóczyć po świecie,
Wracajmy, staruszkowie!
Zajrzymy sobie po drodze
Do Pietra lub pana Jakuba,
A potem zagramy w karty,
To będzie najlepsza rachuba”.
„Dyć to nasz Pan Bóg, o, raty!
O, przepraszamy Cię mile
Za głupią myśl naszą, że mógłbyś
Rzucić nas choćby na chwilę”.

Przechadzka nad Gopłem

Wiersz: Jan Kasprowicz
O, jakie cudne dzisiaj to rano!
Noc już pierzchnęła, a tam rozsiano
Wraz rubinowe perły na wschodzie,
Byś większe hołdy oddał Przyrodzie.
Ona dziś mroźną dłonią rodziela
Śnieżne całuny na wonne ziela,
Och, i wiośnianą radość ci skłóci,
A jutro znowu ze snu ocuci
Zamglone niebo, zamarłą ziemię
I znowu zdejmie z piersi twej brzemię,
Które ci wylew pieśni tłumiło!
Twórcza Przyrodo! z jakąż to siłą
Pragnąłbym wdzięki twoje opieśnić,
I tak mą wiosnę, me życie prześnić!…
O, jakie cudne dzisiaj to rano!
Patrzcie, z rubinów siatkę utkaną
Przecina słońca promień złocisty
I blask przelewa w ten eter czysty!

Blaskiem już rozwiał sine mgieł duchy,
Blaskiem roztopił szronu okruchy —
Aniołów wiosny nic dziś nie spłoszy,
Toż więc zażyjmy razem rozkoszy,
Razem wychylmy czaszę nektaru,
Jaką nam poda wśród tego czaru
Postać urokiem pieśni owiana,
Pani goplańskiej fali — Goplana.
I wnet w tę stronę brać nasza bieży
I wnet się zjawia skroń »Myszej Wieży«
Na przeźroczystej niebios przestrzeni,
A przy jej łonie w olbrzymiej cieni —
Spoczęły dawne ojców cmentarze —
Niby w bojaźni, bo dłonie wraże
I namogilną ziemię naruszą
I proch ten święty w twarz nam rozprószą!
Niechże kalają tak nasze groby,
A my, odziani kirem żałoby,
Będziemy czaszką bawić się trupią
I wciąż patrzając, jak ci nas łupią,
Będziemy ssać z niej posilne płyny,
By myśli nasze zamienić w czyny.
Niechże kalają!… a w polskiej pieśni
Znajdą dziś tyle jadu rówieśni,
Że gdy uchwycą gęśl dłonią rączą,
Wnet z niej trucizny wrogom nasączą!…
I szliśmy brzegiem blizko a blizko,
A tuż przed nami sterczy grodzisko:
Kurhan niezwykły, kopiec wyniosły,
Zewsząd cmentarną trawą porosły,
A w krąg objęty ramieniem wody!
Nas on nie wabi wdziękiem urody,

Bo dziś mu zwiędły polnych ziół wieńce
I dzikich róż mu zgasły rumieńce,
A nowa szata jeszcze nie zsnuta,
Bo wiosna, ledwie z więzów wyzuta,
Nie zaczerpnęła tyle och! siły,
Aby odmłodzić stare mogiły!…
Więc nas urodą swoją nie nęci,
A jednak było w naszej pamięci,
Wypocząć sobie na jego łonie:
Myśl przebiegała przeszłości błonie,
I wnet spostrzegło duchowe oko,
Gdzieś poza mglistą, mroczną powłoką,
Żywe obrazy. Jakoweś tłumy
Przy Bojanowej odgłosie dumy
Niosą wśród grodziszcz ofiarne znicze
I stroją w kwiecie bóstwa oblicze.
Zewsząd brzmi raźno: »Łado, och! Łado!
Ty nas dziś chronisz przed tą zagładą,
Przed tymi więzy, w jakie lustrzany
Zimą ujęty pałac Goplany,
Dłonie twe świeże wianki rozpięły,
Gdzie prochy ojców w urnach spoczęły!…«
Więc to grodziszcze! więc przodki stare
Czynili tutaj bogom ofiarę
I prochy przodków w urnach grzebali!
My z namaszczeniem będziem patrzali
Na te omszałe naczyń ostatki,
I będziem łzami wilżyć te kwiatki,
Które więdnieją śród dawnych zgliszczy!
Czy nam kto wtenczas skarby te zniszczy?
Czy nam kto wtenczas rzec się ośmieli,
Że już w bezdennej giniem topieli,

I że nam wszystko poświęcić trzeba,
Aby uzyskać chociaż kęs chleba?…
My nie poświęcim uczuć dla zysku,
Lecz przy miłości świętem ognisku
Rozgrzejem dusze i serca nasze,
I do biodr swoich każdy przypasze
Miecz taki silny a taki płytki,
Że obronimy nasze zabytki!
I tak chcieliśmy na grobu szczycie
Wziąć za wyrocznię ubiegłe życie
I spytać urn się,…

Pieśń Janosika

Wiersz: Jan Kasprowicz
Usiadł se Janosik
Przed swą chałupiną
I zaśpiewał pieśń tę
Wieczorną godziną:
„Góry, moje góry,
Przełęcze i szczyty,
Wierchu jeden, drugi,
Śniegami pokryty!
Złote słońce świeci
Nad żleby ciemnymi,
Z których się ode dna
Mgła srebrzysta dymi.
O moje siklawy!
O jeziora moje!
Nieraz ja, bywało,
Przy was w myślach stoję.
We waszych skrawicach,
We waszym zwierciedle
Widziałem ja Boga,
Wyższego nad jedle.
Wyższego nad jedle,
Które na Kozieńcu
Rosną nlebosięgłe
W swym zielonym wieńcu.
Zaprowadzili mnie
Do wielkiego miasta,
Że tam czeka na mnie
Cesarska niewiasta,
Maryja Teresa
Cesarzowa zwie się,
Lecz ja wolę swoją
Juhaskę Teresie.
Do Gąsienicowych
Popędzę szałasów,
Do tych gęstych borów,
Do tych ciemnych lasów.
Tam się na mchach miękkich
Położę z dziewczyną,
Patrząc, jak nad nami
Obłoki gdzieś płyną.
Płyną gdzieś obłoki
Jak srebrne kierdele,
Co się kupią w stadzie
Na nasze wesele.
Góry, moje góry,
Przełęcze i szczyty,
Wierchu jeden, drugi,
Śniegami pokryty!”

Pieśń Baltii

Wiersz: Jan Kasprowicz
Od morza jesteśmy, od morza!
O Baltio, czas szpady swe wznieść
Na źródła wspaniałej potęgi,
Na morza polskiego cześć!
Od morza jesteśmy, od morza,
Od szumnych bałtyckich wód,
Z świeżości ich siłę swą czerpie
Nasz polski, odwieczny ród.
Od morza jesteśmy, od morza,
Od najcudniejszego z mórz:
Wyrósłszy u jego wybrzeży,
Każdy z nas wierny ich stróż.
Od morza jesteśmy, od morza,
Niech je w opiece ma Bóg!
My w jego staniemy obronie,
Gdyby śmiał zbliżyć się wróg.
Od morza jesteśmy, od morza!
Od jego przemożnych fal:
Już nasze je prują okręty,
W szczęśliwą płynące dal…
Od morza jesteśmy, od morza!
O Baltio, my zastęp twój,
Ruszymy, gdy będzie potrzeba,
Z wzniesioną tą szpadą w bój!

Pamiętam te piaski nad wodą..

Wiersz: Jan Kasprowicz
Pamiętam te piaski nad wodą,
Gromniczne pamiętam dziewanny
I poszept tych fal nieustanny,
Co pieśni tajemnicą bezsłownych więziły
Moją duszę młodą…

 

Pamiętam, jak trzcina się kładła
Pod wiatru przyjaznym podmuchem;
Te jaskry pamiętam i w głuchem
Uśpieniu pogrążone, w białe noce letnie
Białych chat widziadła.
Rzepiki pamiętam ja złote,
Ten jęczmień, ten żyta łan siwy,
Ten krwawnik, te dziwy — przedziwy
Błękitów, z których wieki przędą ręce boże
Naszych serc tęsknotę.
Pamiętam tę oddal przymgloną,
Te żółte ścierniska, tak cudnie
Żarami drgające w południe
Pożniwne, i jarzębin korale pamiętam,
Co wzdłuż drogi płoną.
Pamiętam to wszystko — te rowy,
Zarosłe łopianem, te miedze,
Na których, bywało, ja siedzę
I rzucam listki głogu na wróżbę dni przyszłych,
Na świt szczęścia nowy.
Te wierzby pamiętam, te osty,
To kawek krakanie, te wiśnie,
I ślaz ten, co w okna się ciśnie,
I starca, który wiedział, czemu słońce świeci,
Czemu wiąz jest prosty.
Pamiętam to wzgórze śród pola,
Zarosłe wrzosami, gdzie leże
Polegli znaleźli rycerze,
I trakt ten dobrze pomnę, którym po wiek wieków
Smutna chodzi Dola.

Mysia wieża

Wiersz: Jan Kasprowicz
GENIUSZ
Tam!… widzisz tę kolumnę na krańcu obłoku?
Zczerniały władca!… Patrzaj przez kryształ błękitu:
Srebrzysty dywan u stóp, szafiry u szczytu,
A niebo przędzie z zorzy płaszcz dla jego boku.

Natura tron mu zdobi u jeziora stoku,
Nań olbrzym drzemie w ciszy sennego zachwytu:
Uklęknij, z czcią ucałuj te stopy błękitu,
Modlitwy upleć wianek w uroczystość zmroku!…

POETA
Ach, gdym spojrzał na czarną ruinę zamczyska,
Wnet smutna myśl z potoku duchowego trysła,
Co ciężkim zwątpień kołem me serce przyciska!…
GENIUSZ
Lecz patrzaj, u niebieskich stróp gwiazda zabłysła,
Na skronie Myszej Wieży tysiąc pereł sieje —
POETA
Och! lekko mi! jam teraz odzyskał nadzieję!…

Kopice siana po łąkach

Wiersz: Jan Kasprowicz
Kopice siana po łąkach,
Gdzieś w głębi lśnią wierchów garby —
Słońce się rozzuchwala,
Iskrzące sieje skarby.
Pod stromem huczy urwiskiem
Dunajec, wieczysta rzeka,

Ciemne go świerki strzegą,
On z szumem od świerków ucieka.
W samo południe, w godzinie,
Skąpanej w rozżarach złota,
Staje nad brzegiem potoku
Samotna ludzka tęsknota.
Więżącą porzuca izbę,
Powieki zmęczone przetrze,
Piersiami pełnemi chłonie
Przewonne, ciepłe powietrze.
Ku dalom rwie się bezkreślnym,
W błękitów gubi się toni,
Lub z rozwartemi oczyma
Falne poszumy goni.
A fałdów jej sukni powiewnej
Czepia się dłońmi drżącemi
Żal cichy i szepce: Jak trudno
Rozstawać się z duszą tej ziemi…

Gopło

Wiersz: Jan Kasprowicz
I
Pomiędzy gaje, między wzgórza grodziszczowe
Oparło się przecudne zwierciadło natury,
Gdzie z objęć wiosny patrzą niebieskie lazury,
W powabny zdobiąc uśmiech lica kryształowe.
Tu blasków drga tysiącem słońce południowe,
Gdy złotem chce odnowić stare zwalisk mury,
I księżyc, znużon drogą napowietrznej góry,
Uchyla tu senliwie rozmarzoną głowę.
Wszak dziwnym tu urokiem tchną dzieła przyrody,
I czar ten dziwnie ducha twego ci owieje —
Och! mocniej, gdy się z nimi twoje splotły dzieje!

Głupi tylko ma pewność

Wiersz: Jan Kasprowicz
Głupi tylko ma pewność, że wszystko, co robi,
Jest dobre, a zaś jeszcze głupszy ufa święcie,
Że dzieło jego przetrwa jak ten blask w zamęcie
Wieczystej fali morskiej. Mędrca – mówią – zdobi
Wątpienie, kres mądrości wszelkiej i poczęcie:
Któż zliczy, ile jeszcze ten strumień wyżłobi
Głębokich jam w swych brzegach? Nim rok przysposobi
Dłoń wiosny dla pękówek na zwiędłym dziś pręcie
Przydrożnej tej wierzbiny, któż odgadnie, ile
Wytryśnie z niego listków?… A jednak mieć chwilę
Pewności, że jutrzejsze nie obali rano –
Czy w tobie, czy za tobą – tego, coś zbudował
Dziś wieczór! Za tę rozkosz, sięgającą pował
Niebieskich, niechby ciebie najgłupszym nazwano!

Fujawica

Wiersz: Jan Kasprowicz
Fiu! fiu! fiu!
Świszcze Fujawica,
Świszcze polem, świszcze lasem,
Wydymuje lica.
Biczysko ma w ręku
Ta potwora naga;
Pluje światu w błędne oczy
dzdraml go smaga.
Dobiera się do niej
Słońce zachodzące,
Lecz pokonać jej nie mogąc
Ginie z gniewu wrzące.
Ginie, mdleje, gaśnie
W dalekim jeziorze,
Rozkrwawione, że się więcej
Zmagać już nie może.

Boże carja chrani…

Wiersz: Jan Kasprowicz
Wróg do nas przyszedł i mówi: „Rebiata!
Niechaj wesołość w waszych sercach gości:
Dziś wam ojcuje pan i władca świata,
Car miłościwy! Przeszłość wam zazdrości,
Że za minionych nie śpiewała dni:
Boże carja chrani!”
 
Wraz się wyprężył, w takt uderzył w dłonie
I, groźne ku nam posławszy źrenice,
Zaintonował w współsiepaczy gronie
Pieśń, która wstydem oblewa nam lice
I kłamać każe chwale dawnych dni:
Boże carja chrani!

Maryan Olchowicz

Wiersz: Jan Kasprowicz
O jak mnie męczy piekło tego życia!
Duch mój, przebiegłszy przez ten świat, jak burza,
Co nie oszczędza wierzby, blizkiej gnicia,
Ani zdrowego jaworu, co nurza
W głębinach jezior łeb swój rozczochrany
I ciche krople przemienia w bałwany —
Duch mój z natury swej się wynaturza
I pragnie ciszy…
On, co się wczoraj, bywało, nie słyszy
W wszczętym przez siebie rozhuku i wirze,
Opuszcza dzisiaj swoje skrzydła hyże
I pragnie ciszy.
Nad dolinami, ponad zielonemi,
Gdzie blask miesięczny swe brylanty rosi
Na bujne trawy, gnące się ku ziemi,
Jak atom blasku duch się mój unosi,
Senny, leniwy, wsłuchany w poszumy
Traw szeleszczących, wpatrzon w kwiatów tłumy,
Które śmierć jutro swoją kosą skosi,
Spragniony ciszy!
Wokół się leje zdrój lepkich haszyszy

Z żył nenufarów i lilij i z wnętrza
Róży, co płonie, nad ogień gorętsza,
W miesięcznej ciszy.
I szepcą do mnie szeleszczące trawy
I zioła, pełne dusznego zapachu,
I toń jeziora i miesiąc złotawy,
Śród niebieskiego zawieszony dachu,
Jako ta lampa w grobowca kopule:
»O Maryanie Olchowiczu! Bóle
Milkną tu wszystkie i przejawy strachu
Giną w tej ciszy!…
Żądz niekiełzanych tchnieniem nie zadyszy
Pierś twa i duch twój, jak szatan skrzydlaty,
Okrążający bez spoczynku światy,
Spocznie w tej ciszy!« 
Ach! do szaleństwa snać mnie doprowadzi
Ten wab, tajemną łechcący symfonią,
Ten poszept głogów, które wietrzyk gładzi
Po kraśnem licu aksamitną dłonią,
Żółty nenufar i ta lilia biała,
Co się z litości nademną spłakała
I, wonny płacz swój zlawszy razem z tonią
W północnej ciszy
W szmer melodyjny, zdaje się, że słyszy
Jęk mego serca i jęczy z niem razem
I melodyjnym otwiera rozkazem
Gmach wiecznej ciszy.
»O Maryanie Olchowiczu! W duszy —
W swej własnej duszy chowasz źródło winy
I tej męczarni, której nic nie zgłuszy,
Chyba ta woda i ten miesiąc siny
I ten nenufar, co na twoje przyjście
W puchowe łoże rozściela swe liście

Śród srebrnych luster jeziornej głębiny
W tej wielkiej ciszy —
Chyba ta lilia i ten głóg, co dyszy
Ciężkim zapachem, i ten szum, co z boru
Płynie, i owad, blaskami fosforu
Lśniący w tej ciszy.
O Maryanie Olchowiczu! Pyłki
Twej biednej duszy, która kryje w sobie
Przyczynę złego: daremne wysiłki,
Ażeby stworzyć coś, co nie ma w grobie
Swego początku, swej formy i treści
I swego końca, bez żadnej boleści
W mgłę się rozpłyną w czarującej dobie
Mistycznej ciszy!
Wcielą się w krople tych lepkich haszyszy
I w poszum lasu, gdy w swą harfę trąca,
Jako druida, i w światło miesiąca,
Co drży w tej ciszy.
O Maryanie Olchowiczu! Gwiazdy,
Co ma nad morzem przyświecać żeglarzom
Pośród burzliwej na odmętach jazdy,
Symbolem imię jest twoje, a wrażą
Tajemniczego króla olch potęgę
Oznacza twoje nazwisko: znasz księgę
Ksiąg i słyszałeś, o czem starzy gwarzą
W wieczornej ciszy,
A co w balladzie taką grozą dyszy:
Zanimeś powstał, nieznana ci siła
Dwa te pierwiastki tobie przeznaczyła
W przedwiecznej ciszy.
Lecz cóż, żeś zeszedł nad szalonym światem,
Jak gwiazda morska ponad głębinami?
Burza, jak przedtem, smaga je swym batem,

Błękity niebios chmur ołowiem plami;
Maszty się łamią, okręt idzie w trzaski,
A gwiazdy morskiej zbawiające blaski
Zgasły hej! zgasły! Z jękiem i klątwami,…

Pieśń o Waligórze

Wiersz: Jan Kasprowicz
Pod turniami ciemne rosną smreki,
W ciemnych smrekach jasne złotogłowy.

∗             ∗

Z skalnych szczytów spieszy Waligóra,
Nito potok, nito mgława chmura.
Od krzesanic silniejsze ma nogi,
Krzesanice ściera w piarg ubogi.
Śpiewający pospiesza ku hali,
Głaźne złomy do przepaści wali.
W głębi żlebów czyni huk daleki —
Pod żlebami ciemne rosną smreki.
Na okrajach budzi szum echowy —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy.

∗             ∗

Ku szałasom zeszedł Waligóra,
Nito potok, nito mgława chmura.

Na lipcowej przystanął zieleni,
W rannej zorzy oko mu się mieni.
W rannej zorzy, co wyzłaca jedle
I w jeziornem topi się zwierciedle.
W rannej zorzy, co żegna niebiosy,
Aby umrzeć w drobnych kroplach rosy.
W rannej zorzy, co przed słońcem gaśnie,
Rzucającem krwawe, falne jaśnie;
Rzucającem światła białe rzeki,
Gdzie pod turnią ciemne rosną smreki;
Rzucającem rozprysk skier różowy,
Gdzie w smreczynach rosną złotogłowy.

∗             ∗

Jasno, krasno na kwietnej polanie,
Waligóra nad jeziorem stanie.
Twarde ręce zanurzy we wodę
I obmyje w głębiach liczko młode.
Toporzysko zatknie w świeżej ziemi,
W krąg oczyma wodzi błękitnemi.
Czujnie w przestwór rozległy się wsłucha,
Z ramion biała opada mu cuha.
Dzwonią dzwonki, hale gwaru pełne,
Mkną perciami owce srebrnowełne.
A od strugi po rośnej dolinie,
Od szałasów w słońce piosnka płynie:

Skalną nutą wonny przestwór porze
O szabelce, zaciętej w jaworze.
Hej, Janiczku! waliłeś-ci skały,
Gdzie twe silne ręce się podziały?!
Hej, Janiczku! szalałeś-ci z nami,
Krew ci z rany cieknie potoczkami!
Zczerwieniłeś do dna górskie rzeki,
Ze krwie twojej ciemne rosną smreki!
Hej, ty krwawy losie Janiczkowy —
Z krwie rycernej rosną złotogłowy…

∗             ∗

Ku szałasom podszedł Waligóra,
Twarz mu płonie, jak zorzna purpura.
K’tobie, dziewko, serce mi się spieszy.
Orzeł z głaźnej wyleciał pieleszy…
Wielka tęskność idzie skroś mej duszy —
Niedźwiedź ryczy w niedostępnej głuszy.
Z obcych dziedzin niosę ci korale —
Szedł Janiczek hyrny w wielkiej chwale.
Mam ci złoto, zagrzebione w knieje —
Hej! Janiczku! co się z tobą dzieje?!…
Otwórz okno, pokaż krasne usta —
Twarz Janiczka zbielała jak chusta…
Otwórz wrota, pokaż jasne oczy —
W krwi Janiczek, jak w strumieniu, broczy.

Nie zapomnę takich ust na wieki —
Pod turniami ciemne rosną smreki.
Nie zapomnę źrenicy stalowej —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy.
Nie zapomnę śmiechu, co mnie rani —
Szumi jawor na wysokiej grani.
Hej! wy oczy, świecące nad zorze! —
Szablę zaciął Janiczek w jaworze.
Hej, wy usta, wy zdradne szydercę —
Powal grań tę, a oddam ci serce!
Powal grań tę, roztrzaskaj na piargi,
Posmakujesz smaku mojej wargi.
Gdy się w przepaść złom za złomem stoczy,
Jak w jezioro spojrzysz w moje oczy.
Ni za koral, ni za garniec złota,
Do komory otworzę ci wrota;
Za tych turnic głośny zwał daleki —
Pod turniami ciemne rosną smreki.
Za tych smreków szum i trzask echowy —
W ciemnych smrekach rosną złotogłowy…

∗             ∗

Wraca w turnie walny Waligóra,
Z orlich skrzydeł wyskubuje pióra.
Z gniewnych oczu skry żelazne ciska,
Gniewnie szarpie niedźwiedzie kudliska.

 

Przez strumienie skacze rozplenione,
Setne kłody odrzuca na stronę.
Idzie, sunie od wczesnego rana,
Popod wierchem wyprężył kolana.
Sparł się w kłębach, pięście wgrzebał w boki,
Wrył się w ziemię, zmierzył szczyt wysoki.
Hej, wy zęby, wy turniczki marne,
Jeszczeć ja was łokciami ogarnę!
Hej! ty dziewko, juhaśna tęsknico,
Jeszczeć spojrzę w twoje szydne lico!
Rozkrzyżował ręce na dwie mile,
Do wierszyczku zmógł się drugie tyle.
Zgiął się w kabłąk, wichru wchłonął parę,
Aż mu lasy oddechnęły stare.
Z czoła strząsnął lipca…

Pieśń o burmistrzance

Wiersz: Jan Kasprowicz
Poszli z siecią rybarczycy
Na wielkie jezioro,
Radują się, weselą się:
Będzie rybek sporo.
 
A trzcina szeleści…
 
Radują się, weselą się —
Hej! nasz mocny Boże!
Ja-ć gromnicę na ołtarzu
Woskową położę…
 
Ja-ć koronek zmówię cztery
I za mszę zapłacę,
Tylko dobry daj nam połów,
Wspieraj naszą pracę!
 
Poszli zbożni rybarczycy
O poranku, w lecie,
Zapuścili na głębinę
Białe, lniane siecie.

Idą na dno siecie lniane,
Trzcina w krąg szeleści —
O czem prawi chwiejna trzcina?
Jakież niesie wieści?
 
Czy o skarbach zatopionych?
Czy o rybce złotéj,
Którą złowił rybak młody,
Ginący z tęsknoty.
Czy o siostrze trucicielce?
Czy o zdradnej żonie,
Co, zabiwszy swego męża,
Poszła spać na tonie?
 
Z żalu poszła i rozpaczy
I śpi do wieczora,
A zaś nocą wstaje z głębin,
Siada u jeziora.
 
Widzieli ją starzy ludzie:
Wyżarte ma oczy,
Łono w szmaty poszarpane,
Ręka we krwi broczy…
 
Starzy ludzie ją słyszeli —
Woła na wsze strony:
— Oczy wzrok mi twój wypalił,
O mężu zdradzony!
 
Płyną zbożni rybarczycy,
Siecie idą na dno —
Dobry połów! ciągnij, bracie!
Wyciągnąć nie snadno!…
 
Widać, szczupak choć na łokieć,
Albo jesiotr duży —

Kto się umie wziąć do dzieła,
Temu szczęście służy…
 
A trzcina szeleści…
 
Hej! nie szczupak to, ni jesiotr —
W białe, lniane siecie
Ułowili rybarczycy
Niewiniątko-dziecię.
 
Niewiniątko ułowili,
Niosą je do miasta:
Każ-że dzwonom bid, burmistrzu,
Gdzież ta zła niewiasta?!
 
Gdzież ta matka? Gdzież zbrodniarka?
Dziewczyna czy pani?
Wstydem serca napełniła,
Miecz katowski dla niéj.
 
Miecz katowski albo topiel
Na wieczną pogardę —
Każ-że dzwonom bić, burmistrzu,
Sądy sprawuj twarde!…
 
Biją dzwony, po ulicach
Głoszą głosiciele:
Hańba spadła na gród stary,
Wygnała wesele!
 
Na jeziorze, na głębokiem,
W białe, lniane siecie
Ułowili rybarczycy
Niewiniątko-dziecię.
 
Burmistrz zasiadł na straszliwe
Sądu sprawowanie:

Która w duszy ma niewinność,
Niech przed sądem stanie!
 
Biją dzwony uroczyste
Na kościelnej wieży,
Do ratusza, przed burmistrza,
Orszak dziewic bieży.
Spieszą tłumnie, w białych sukniach,
Z lilijami w ręku —
Nie boją się głosicieli
Ani dzwonów dźwięku.
Nie boją się błysku miecza,
Ni młyńskich kamieni;
Jeszcze nam się wian ruciany
Na skroniach zieleni!
Jeszczeć białe w naszych rękach
Nie zwiędły lilije!
Która winna, niech jej oczy
Mokra rosa pije!
Wszystkie zeszły się dziewice
Z różanymi wianki — — —
 
Dzwony biją, a trzcina szeleści — — —
Niema jednej między niemi
Panny burmistrzanki…
A trzcina szeleści…
 
Gdzież ma radość? gdzież me szczęście?
Koniec z mą nadzieją?!
Wstał pan burmistrz, okiem wodzi,
Nogi mu się chwieją.

Bijcie, dzwony! Niech głos płynie
Nad ranne niebiosy!
Zjaw się, córko! chroń od hańby
Siwe moje włosy!
 
Biją dzwony, ku jezioru
Straszne lecą wieści,
Nad jeziorem chwiejna trzcina
Szeleści, szeleści…
 
O czym szepce trzcina chwiejna?
Czy o rybce złotéj,
Którą złowił rybak młody,
Ginący i tęsknoty?
 
Czy o siostrze trucicielce?
Czy o zdradnej żonie,
Co, zabiwszy swego męża,
Poszła spać na tonie?
 
Ni o siostrze, ni o jęku,
Idącym w wsze…

Pieśń o pani, co zabiła pana

Wiersz: Jan Kasprowicz
Stała się nam nowina,
Wiatrami zdala przywiana;
Na zamku, na rycerskim,
Pani zabiła pana.
 
Zabiła go w noc ciemną,
Rutę posiała na grobie:
Żal-ci nam będzie, mój kwiecie,
I mnie żal będzie i tobie.
 
Chrobrego pojęłam męża,
Hyry szły o nim po ziemi:
Dziś on pogrzebion w dole,
Ja płaczę łzami rzewnemi.
 
Rutę zasiewam zieloną,
Ruta mu z łona wyrasta:
Wyjdź z mieczem mściwym w ręku,
Na miecz twój czeka niewiasta.
 
Nie widzę już twych oczu,
do warg się twoich nie tulę —

O jakeś mi promieniał,
W żelazną odzian koszulę!
O jakiś rósł mi w niebiosy
W obłyskach rycernej chwały,
Siedzący na siwym koniu,
Gdy rogi wojenne grzmiały.
Gaszek mi siedzi przy boku — —
Przecz twarde serce twoje?
Żonę-ś samotną zostawił,
Na szumne ruszyłeś boje!
 
Po dworca zmilkłych komnatach
W żalnej się błąkam tęsknocie —
Łożnicze zgubiłam klucze,
Myślę o twoim powrocie.
Gaszek przy boku mi siedzi —
Odejdź zdradzieckie pacholę:
Chrobrego pojęłam męża,
W krwawe wyruszył pole.
Na siwym wyruszył koniu,
Złote tętniły podkowy;
Rycerną okryj się chwałą,
Powracaj do dom zdrowy!
W dostojnym powrócił blasku,
Hyr przed nim szedł rozgłośnie —
Dziś go ukryłam w grobie,
Ruta dziś na nim rośnie.
Niedarmom cię posiała —
Rośnij-że, ruto zielona!
Czemuś wyruszył w boje?
Czemu samotna twa żona?

Rośnij-że, ruto zielona — — —
Zali to tętent na moście?…
Idź, dziewko, spojrzyj z wieży,
Jacyś k’nam jadą goście.
Hej! jadą zbrojno i strojno,
Pochmurną widzę kurzawę —
Duszna spiekota na ziemi,
Słońce zapada krwawe.
 
Hej! strojno jadą i zbrojno,
Aż mi się mąci w głowie,
Tak lśnią się na karych koniach
Ci nieboszczyka bratowie.
 
Szabelki im pobłyskują,
Czerwone pod nimi siodła —
A witaj-że nam, bratowa,
Wielka nas tęskność wiodła…
 
Nadeszła ku nam nowina,
Wiatrami zdala przywiana;
Na zamku, na rycerskim,
Pani zabiła pana.
 
Przecz ci pobladło tak liczko,
Fartuszek twój skrwawiony:
Brata chcieliśmy przywitać,
Z obcej jadący strony.
 
Na karych jadący rumakach,
Przytępiliśmy ostrogi —
Tak spieszno było nam k’tobie;
Gdzie mąż twój, gdzie brat nasz drogi?
 
Krople spływają po siodłach,
Pot się na grzywach pieni,

Duszna spiekota śród pola,
Do chłodnej wiedź nas sieni.
Słońce zachodzi krwawo,
Niebo zorzami płonie,
Rutę siewałaś na grobie,
Zmęczone drżą ci dłonie.
 
Witaj nam, witaj, bratowa!
Z radości padasz wielkiéj:
Kity nam lśnią się na hełmach,
Przy boku błyszczą szabelki!
 
Pragniemy uścisnąć brata —
Gdzie mąż twój, gdzie brat nasz luby?
Sto wroga o ziem powalił,
Z stu hełmów zerwał czuby.
 
Rycerną się okrył chwałą,
Świat ją na wieki przechowa:
Szczęśliwsza gdzież jest żona?
Szczęśliwa witaj bratowa!
 
Do chłodnej wiedź nas sieni,
Mężowską otwórz łożnicę,
Skrwawiony twój fartuszek,
Pobladło twoje lice…
 
Ani mi lice pobladło,
Ani mój fartuch skrwawiony — —
Ruta na grobie rośnie — —
Małżonek odbiegł żony…
 
Nie wrócił z wojennej wrzawy,
W żalu samotna ginę —
Słyszałam, że w obcych krajach
Wesołą ma godzinę.

Ruta na grobie rośnie,
Po serce mi rośnie, o dziwy!
Z gamratką czas ci ubiega,
O drogi mężu zdradliwy!…
 
Zamilkły o nim hyry,…