Sierotka

Wiersz: Jan Kasprowicz
W świat idzie biedna sierotka
Z oczkami zapłakanemi —
Wiatr wieje i sypie śniegiem
Po zamarzniętej ziemi.
Macocha wygnała z domu,
Zimno i noc już zapada,
Przy drodze nagie topole,
Wron się zrywają stada.
W świat idzie biedna sierotka,
W pustkowie zatapia oczy,
Wtem przed nią pałac ogromny
Z gęstej wychyli się mroczy.
W oknach goreją światła,
Zamek, jak płomień, czerwony,
Łuna złocista bije
Na mury i bastyony.
W komnatach głośno rozbrzmiewa
Przesłodkie »W żłobie leży«,
Sierota zdumiona staje
U pałacowych dźwierzy.

Chce dzwonić, nie sięgnie dzwonka,
Chce pukać, za słabe dłonie:
Nikt jej nie słyszy w zamku
Co w świetle i pieśni tonie.
Gdzie — w którą stronę się udać?
W mgłach przed nią świat daleki!
Pod murem zamkowym spocznie
I zaśnie — może na wieki!?…
Wiatr wieje i śniegiem sypie —
Sierotka wytęża oczy:
U stóp zamkowych chatynka
Gubi się w gęstej mroczy.
W okienku światło przygasa,
Przymilka kolęda słodka:
Otwórzcie mi, dobrzy ludzie,
Ja-ć biedna jestem sierotka!
Otwarli jej drzwi sosnowe,
Wpuścili do nizkiej chaty:
Ogrzej się, dziecię, przy ogniu,
Zjedz kąsek niebogaty!
Sierotka siadła przy ogniu —
jaki los szczęśliwy! —
I kromkę ma, a wokół
Dzieją się cuda i dziwy:
W izbie, gdzie knotek przygasa.
Gdzie głosu na pieśń nie stanie,
Światłość się wielka rozlewa
I setne słychać granie.
W białych, jak śnieg, sukienkach
Wkraczają aniołowie

 

Skrzypeczki im błyszczą w dłoni,
Korony jasne na głowie.
Kolędy przecudowne
W nadziemskie płyną raje,
A w środku tego orszaku
Sam Chrystus biały staje.
Rzucił niebieskie progi,
Kościoły rzucił złote,
By podziękować biedakom,
Że w dom przyjęli sierotę.

Ballada o słoneczniku

Wiersz: Jan Kasprowicz
Stary, oślepły słonecznik
Sam jeden mi jeszcze pozostał
Z wszystkich mych kwiatów-przyjaciół
W tym zachwaszczonym ogródku;
Słyszałem-ci nieraz w nocy,
Jak wichr bez miary go chłostał,
Nie mogłem mu żadnej dać ulgi,
Chyba pociechę smutku —
Lepiej się puścić w tan…
Upiłem się kiedyś wieczór —
Wino zbawienną jest mocą: —
Pięścią wytłukłem szybę,
W gór łańcuch patrzę daleki —
Ponoć to śniegi tam leżą,
Ponoć to gwiazdy migocą,
Ciężary mroków wilgotnych
Na ciężkie mi spadły powieki —
Lepiej się puścić w tan…

Fragment

Wiersz: Jan Kasprowicz
Święta, jedyna pieśni! Ty, łowiąca
Szumy i szepty, które sennie płyną
Z za niewidzialnych granic! Oto znowu
Zbliżam się k’tobie i znowu spoglądam
W głębie twych oczu, słodka miłośnico,
I jakby w rżniętej z kryształu soczewce,
Która skupionym wypala promieniem
Rękę, żądliwą słonecznych stygmatów,
Widzę w twych oczach katuszę i rozkosz,
Odbrzmiewające drganiem żarnych pragnień
Mojej rozkoszy i mojej katuszy!
Usta ci kładę na pierś niespokojną,
Rozfalowaną tajniami przebudzeń
Jakichś niezwykłych, dotychczas nieznanych,
W ciemnościach łona spowitych żywotów,
Oczekujących widomych ujawnień,
I usta moje ogarnia niepokój…

Ciche, samotne rzędy wierzb

Wiersz: Jan Kasprowicz
Ciche, samotne rzędy wierzb nad rzeką!
W godzinach zmierzchu, w dni, okryte szronem,
Gdy z pustej izby uchodzi w daleką
Przestrzeń ma dusza i broczy w czerwonem
Morzu promieni, które sennie cieką
W głębinę śmierci, melodyjnym tonem
Tak ją przynęca ten wasz smętek mnogi,
Że choć ma Raj przed sobą, staje wpół swej drogi…
Staje i wzrok swój, ze wzruszeń pobladła,
Szle na rozległy obszar pól, przecięty
Strugą srebrzystą, nad którą widziadła
Pni waszych starych wypuszczają pręty
Błękitnych tęsknic, i, łaknąca jadła

Dzwonki sanek

Wiersz: Jan Kasprowicz
Szczelnie dziś okna przysłoniłem w domu —
Nie chcę, by zajrzał kto do mego wnętrza:
Cisza w niem teraz włada przenajświętsza,
Jej tajemnicy nie zdradzę nikomu.
Zali szczęśliwsza godzina być może
Nad tę samotność, której siła żywa
Gdzieś w ponadziemski przestwór nas porywa
I w bezgranicznym zatapia przestworze?
Zdarzyła mi się przecież chwilka jedna,
Że, gdym usłyszał bujne dzwonki sanek,
Mknących po mrozie, jakaś moc bezwiedna
Do przysłoniętych pchnęła mnie firanek.
Alem się oparł: pocóż księżyc złoty
Miałby się chyłkiem zaśmiać z mej tęsknoty.

Droga

Wiersz: Jan Kasprowicz
Wybrałem sobie drogę, której sanie
Moich sąsiadów nie ruszyły. W lecie
Krzewna tu rosła trawa, dziś zamiecie
Biel swą pokładły na przemarzłym łanie.
Brnę po pas w śniegu, pot mi czoło zlewa,
Choć takie zimno, że kawki i wrony
Znikły, a wczoraj tłum ich wygłodzony
Wrzaskiem oprzędzał te samotne drzewa.
Śmieją się ze mnie poczciwi ludziska:
Poco wam, panie, trud ten? Tak się żali
Chłop, który czasu dość miał poznać zblizka
Potrzeby życia… Lecz ja brodzę daléj,
Zda mi się bowiem, że z tej drogi końca
Zobaczę lepiej zachód mego słońca…

Mróz

Wiersz: Jan Kasprowicz
Baranią czapkę nacisnął na uszy
I wyszedł w pole. Milczkiem przywitały
Upiorne świerki Mróz siarczysty, biały;
Pod jego stopą suchy śnieg się kruszy.
Styczniowych nocy Pan zaciera dłonie,
Iż stłumił życie po drogach; nie złowi
Żadnego głosu. Tylko potokowi
Szumy się z piersi wyrywają. Po nie
Zgniewany idzie Mróz. Chce ściąć oddechem
Moc, która płynie, kajdanom daleka.
Zgiął się na brzegu, powiał lodem. W lesie
Zamarły drzewa. Lecz szumiąca echem
Wieczności, w tajniach gór zrodzona rzeka
Hymn swój, wciąż żywy, w dal miesięczną niesie.

Miłości pełne niech będą twe usta

Wiersz: Jan Kasprowicz
Miłości pełne niech będą twe usta —
Pocałunkami darz tę wrogą ziemię,
Co, w mgły wieczorne otulona, drzemie,
O nowym znoju-ć marząca. Niech pusta
Złość cię nie szarpie, że cię jej ścierniska
Krwawiły za dnia: liche żniwobranie
Miałeś, ty siewco bożych snów, na łanie,
Chciwym sprawniejszych pługów… Ale ślizka
Jest droga gniewu, wiedzie nad przepaścią,
Do której strącisz ostatnią nadzieję
I resztkę wiary, żeś był godzien plonu
Szlachetniejszego, zaś, na przekór chaściom,
Ziemia-ć da sypki zbiór, gdy ją obsieje
Miłość, silniejsza od zwycięstwa skonu.

Procesya

Wiersz: Jan Kasprowicz
Baldachim, utkan z złota i purpury,
Chwieje się w słońcu ponad falą głów —
Czego ci trzeba, biedna duszo? mów —
Pod baldachimem, wzniesiona do góry,
Błyszczy monstrancya; tryumfalne wtóry
Brzmią, jakby świętych rozśpiewał się huf —
Czego ci trzeba, biedna duszo? mów! —
Wraz wiewem szepcą choręgiewne sznury,
Cmentarny Chrystus na kamiennym krzyżu
Wplata w te hymny modlitwę bez słów —
Czego ci trzeba, biedna duszo? mów!
A w feretronie Franciszek z Assyżu
Śni tajemnicę, wielkich, przyszłych, snów —
Czego ci trzeba, biedna duszo? mów!…

Dzień Matki Boskiej Anielskiej

Wiersz: Jan Kasprowicz
Dzień Matki Boskiej Anielskiej: drewniany,
W miłosnych żarach słońca poczerniały,
Wiejski kościółek; wnętrze pełne chwały
Gromnic; prefacya; przycichły organy;
Dźwięk ich wylewa się za próg; tłum ludu —
Krasę spódnice, chustki, szare cuhy,
Zaległy cmentarz; poszept idzie głuchy
Z ust wpółotwartych: oczekują cudu…
Oto się spełnia… bije dzwon; w pokorze
Niewysłowionej chylą się ku ziemi
Prostacze, znojne, żądne Prawdy głowy.
A z lip, wsłuchanych w Tajemnicy boże,
Milczące Słowo, pada kwiat: drżącemi
Z dziwu rękami rwie go wiew sierpniowy.

Stary, czarny krzyż

Wiersz: Jan Kasprowicz
Stał przy drodze próchniejący,
Stary, czarny krzyż,
Mrok oplatał go wokoło
W podwieczorną ciszę —
Ziemio! Ziemio! Ziemio!
Podziurawion był kulami
Z dawno zmilkłych bitw,
Siadywała przy nim dusza,
Ranne śniąca blaski —
Ziemio! Ziemio! Ziemio!
Mnogi tędy tłum przechodził,
Głuchy szumiał wiatr,
A poblizki staw głęboką
Spoglądał tęsknicą —
Ziemio! Ziemio! Ziemio!
O północku, na przyśnicy
Blady płomyk kwitł:
Hej! — mówiono — skarby leżą
Ukryte pod krzyżem —
Ziemio! Ziemio! Ziemio!

Wziął się śmiałek do motyki
W świętojańską noc,
Kości ludzkich garść wykopał
Z zaklętej głębiny —
Ziemio! Ziemio! Ziemio!
Przyszli wierni chrześcijanie,
Schowali je w grób,
Szatan resztki powyrzucał
Człowieczej niedoli —
Ziemio! Ziemio! Ziemio!
I nie będą mieć spokoju
Po wieczysty wiek —
Wieczór zemrze, ranek zgaśnie
Dzień i noc zamilkną —
Ziemio! Ziemio! Ziemio!
W proch rozsypał się nad drogą
Stary, czarny krzyż;
Dusza siedzi na przyśnicy,
Śni o ciemnej pustce —
Ziemio! Ziemio! Ziemio!

Rada

Wiersz: Jan Kasprowicz
Starzec, któremu wyżarło już oczy
Patrzenie w przyszłość służebną, rzekł, w drogę
Puszczając syna: Jedną dać ci mogę
Radę, posłuchaj: Zawsze bądź ochoczy,
Mój arcybłaźnie, siadać na krawędzi
Stołka — z szacunku dla wielkiej hołoty,
Co społecznością zwie się, lecz w zaloty
Niechaj cię zbytnia pochopność nie pędzi
Ku prezydentom jej czci, ku marszałkom
I ku ministrom jej honoru: pałką
Wal tych obrońców moralności… Jeśli
Ta, którąś uczcił, obrazi się za to,
Ciesz się, nadchodzi miłościwe lato,
Co ciebie, pana, z rzędu sług wykreśli.

Pożegnanie

Wiersz: Jan Kasprowicz
Dużom się nażył z wami, zacni ludzie,
Dużo waszego najadłem się chleba,
Teraz — żegnajcie! W drogę mi potrzeba,
W drogę daleką, po śniegach i grudzie.
Wiem: jeśli zechcę pozostać w tym domu,
Ramion mi swoich ta gościnność wasza
Chyba nie zamknie; lecz mnie już przestrasza
Dobroć szlachetnych… Nie mówcie nikomu,
Że nic wam w zamian nie dałem: w samotni,
Do której dążą me stopy pielgrzymie,
Będę miał dosyć czasu, by swe imię
Własnym obarczać wyrzutem: stokrotniéj
Rani on duszę, w straszniejsze ją wplata
Koło, niż, zacni ludzie, — ręce świata.

Wieczór

Wiersz: Jan Kasprowicz
Słońce zachodnie, przygasając, pali
Ostatni ogień na szczytach… Mrok… Smutna
Spływa tęsknica na łąkę; szmat płótna
Bieleje na niej; w bagnisku, śród fali
Sennych sitowi, rozgwar żab; ze stali
Wykuty księżyc: ziemia, w znój rozrzutna,
Zasypia zwolna; rozbudza ją chutna,
Szalona piosnka pijanych górali.
I ta umilkła… Kępy wierzb, jesiony
I wiązy drzemią nad rowami; szare,
Wilgotne pyły tulą się do trawy…
Snu nieznający, szumi rozkłębiony
Potok, sinawą rozwieszając parę —
Oddech wieczności — na przestwór sinawy.

Siądź na kamieniu

Wiersz: Jan Kasprowicz
Siądź na kamieniu, który się odłamał
Z odwiecznych skał,
I przez potoku odwieczny szum
Rozmawiaj z Bogiem.
Wiem: nie odgadniesz Jego tajemnicy,
Ale usłyszysz z daleka
Tajemnic pełne westchnienie,
Którem On, wielki, miłosierny Pan,
Twym towarzyszy losom,
I zasłuchany w ten odwieczny szum
Potoku, mknącego z dalekich,
Poza światami skrytych gór,
Nie troszcz o swoje się jutro,
Albowiem nić jego przędzie
Na niewidzialnej kądzieli
Bóg.
Jeżeliś synem jest światła.
Światłością będą twoje przyszłe dni,
A jeśli w czas twych narodzin
Płakała ziemia

 

Pod ciężkiem brzemieniem mroków,
Nie znajdziesz w sobie tej mocy,
Ażeby z zaćmień gwiazd
Wydobyć blask dla swych dróg.
Na czyn się nie sil i chęci oporu
Folgi nie dawaj:
Krzyk i gniew to druhy
Ludzkiego rąk podnoszenia
Przeciwko temu, co jutro
Ma się wypełnić…
Twym czynem
Siąść na kamieniu, który się odłamał
Z odwiecznych skał,
I przez potoku odwieczny szum
Rozmawiać z Bogiem
I ludziom krzyczącym i gniewnym
Nosić orędzie wieczności,
Pełne dalekich, tajemniczych westchnień,
Któremi wielki, miłosierny Pan
W dal towarzyszy ich losom.

Nie zgasłaś, pieśni

Wiersz: Jan Kasprowicz
Nie zgasłaś, pieśni, spętana więzami
Westchnień, mdlejących poza widnokręgiem
Widomych blasków, poza niedosięgłą
Otęczą wielkich, zielonawem światłem
Tajności lśnistych przyrzeczeń!… Jak więzień,
U progu skonu, w ciasnej, ciemnej kaźni
Żywi swą przyszłość nadzieją przestrzennej,
Jasnej i świeżej rozkoszy wyzwolin,
Tak nieustannie karmi się ma dusza
Nowych Zwiastowań świętą, bożą strawą,
By chleb złożoną na białym obrusie
Wieczornej uczty Żywota, przy szumie
Gajów oliwnych, gdy zorze gasnące
Na glob rzucają wielki cień Kalwaryi…
Bo powiedz, powiedz: czem byłaby dusza
Bez tej Komunii Słowa, bez tych głośnych,
Jak serc najgłębsze, najskrytsze życzenie,
Bez tych bezkreśnych, jak głębie przestworów,
I, jak te głębie, arcymelodyjnych,
Tęsknot oddechem drżących Przepowiedni?
Czemże byłyby bez tej słodkiej woni
Drogiego wina, które nadprzepastnych

Dreszczów żądliwe wycisnęły ręce
Z gron nieumarłych Przeczuć i jak płynny
Przelały bursztyn jego święte krople
W kosztowny, złoty roztruchan misteryj,
Nieujawnionych przez mękę i ciernie?
Nieujawnionych, chociaż u ich wejścia,
Przywalonego kamieniem, owitym
Zwojami bluszczów, z tryumfu chorągwią
Białą i szumną, jak skrzydła gołębie,
Staje codziennie na świętych Taborach
W słoneczną rozkosz przemieniana Męka…
Choć z głową, wspartą na złotej patenie,
Na cierń spogląda i na krzyż oczami
Niewysłowionych, omdlałych upojeń!…
Czemże byłaby — powiedz ty, coś ongi,
Może niedawno, tak jeszcze niedawno,
Że nie miał czasu prześnić się ostatni
Sen o srebrzystych świtach na odległej,
Mgławą aleją świerków ku promiennym
Wierchom wiodącej przestrzeni pomiędzy
Umarłem ciałem, a zbudzonej duszy
Zdumionem okiem — ty, coś ongi, wczoraj,
Jako niemowlę, zasłuchane w dźwięki
Pieszczot matczynych, pragnące złowioną
Powtórzyć nutę, lecz niewprawne usta
Są jako skrzypce bez strun — — — powiedz, pieśni,
Ty, coś niedawno jeszcze stała z okiem
Szklannem od nagłych lęków i zadziwień,
Przed tą przestrzenią, przed tą po urwiskach
Pnącą się drogą:
 Czem byłaby dusza,
To źródło życia twojego, bez owej,
W nieujawnionych tajni nietykalnem,
Świętem Cyborium ukrywanej Hostyi?
Nie łzą byłaby, spadłą z pod powieki
Bożej w godzinie twórczych, nieujętych

 

ludzką rachubą — Jemu czyż świadomych? —
Cierpień, lecz kroplą dżdżu, zlepioną marnie
Z ziemskich wyziewów na to, aby, świecąc
W kielichu lilii lub na liściach ostu,
Zgasła pod skrzydłem owadu lub w piasek
Wsiąkła przydrożny pod kręgami płazu…

I, porwana pieśnią życia

Wiersz: Jan Kasprowicz
I, porwana pieśnią życia,
leci dusza, niby ptak,
Niby żóraw, za swym kluczem
śród powietrznych mknący dróg…
Płynie z tłumem, z lutnią w ręku,
zapatrzona w wielki znak,
W krwawą chustę, w krzyż olbrzymi,
ponad ziemski wzniesion bróg.
Płynie z tłumem gdzieś bez końca,
aż się zgubi, tam, gdzie szlak
Nieb jesiennych w świt się stroi,
w ten jutrzniany, srebrny smug;
Gdzie nad krawędź ciemnej ziemi
strzela zorza, jak ten krzak —
Gorejący krzak pustynny,
w którym Bóg przemawiał — Bóg!…

Patrzy dusza osłupiała

Wiersz: Jan Kasprowicz
Patrzy dusza osłupiała:
Tu z trzepotem skrzydeł burz
Kuruingów mkną zastępy,
czy Atylla, wichrem gnan?
Tam z liliami w chudych rękach
lub na czołach z wieńcem róż
Rozśpiewane tłumy dziewic
zaścielają śniegiem łan.
Planetarne tutaj drogi
kreślą mędrce, przyjście zórz
Dla piwnicznych ciemnic ziemi
wieści prorok, a tam z ran
Stygmatycznych krew ocieka,
tutaj kaci ostrzą nóż,
Lub stos niecą, a tam nagość
w rozpasany idzie tan.
Zamęt ślub wziął z dysharmonią…
Ach! uciekać w ciała mir!
Ale dusza jak zaklęta:
wszystek słuch swój, wszystek wzrok
Szle w tych linii, barw i szumów,
w tych akordów dziwnych tłok…

Patrzy… słucha dusza moja,
aż ten chaos, aż ten wir
W jeden zgodny hymn się zlewa,
brzmiący w okrąg — w szerz i w wyż:
Jednem stał się dźwięk z jękami,
jednem z krwawą chustą krzyż…