Wyślij za pomocą:

Wiersz: Krzysztof Kamil Baczyński

Wolałaś: dokąd płyniesz, a potem jeszcze: zostań, 
ale już żagle z papieru porywał wiatr i dął w nie. 
Droga między domami – gdzie woda – była prosta, 
a już sprzed zamku w witrynie salutował mi żołnierz. 
Ulice pełne wody – kreski z lapisu lazuli, 
kiedy porywał mnie żagiel i coraz dalej unosił. 
Ach, jakie dzwony muszli, gdym płynął wzdłuż martwych ulic. 
Na próżno pościg ptaków – wysłany przez ciebie – prosił. 
Mała łódka z orzecha, a woda głęboka jak wieża, 
na dnie rosły korale przekwitłe – miejskich latarń. 

Oto giniesz we śnie – wołałaś, a mnie wcale nie żal 
było wierszy i ludzi, kiedy płynąłem od świata. 
Potem na krańcu morza niebo płynęło i na mnie 
sypało gwiazdy zielone i coraz większy zamęt: 
wirował i giął się nieboskłon wśród żółtych komet sklamrzeń, 
zalało, porwało mnie w górę i znów odrzuciło jak kamień. 
Poszukaj dobrze w zaułkach, gdzie nocy kołysze pokład, 
gdzie cień nieruchomy na murze jak cień martwego człowieka. 
Przyjdziesz zmniejszona od trwogi, nie rozumiejąc zobaczysz: 
tam siedzę na brzegu nieba i puszczam łódki na ściekach. 

grudzicń 1940 r. 

Podobne posty