Wiersz: Krzysztof Kamil Baczyński
A kiedy okręt walczył – siedziałem na maszcie.
kiedy tonął – z okrętem poszedłem pod wodę
Słowacki: „Testament mój”
Gdy ciało się dopali, pozostaną oczy –
gwoździe na wieku z hebanowych chmur.
Wyjdzie dzwonnik – zmarszczony jak jesienna ziemia,
długie nogi wisielców pociągnie jak sznur.
I grom się stoczy z nieba jak jabłko,
a deszcz jak stado kruków będzie rzekę szarpał,
pęknie drzewo zielone – moja smutna harfa.
jak pies zawyje za mną wierna pieśń.
Wtedy weźcie pomniki i rzućcie jak kamień
czasów martwych w dno nieba, w czarny marmur rzek
i przymarzłe do pracy utnijcie mi ramię
jak gałąź, aż wytryśnie z niej zieleń i krew.
Żeśmy w objęciach trupów spali, to już znacie
śmierci profil zastygły i ostry jak nóż.
Żeśmy po schodach szli z czarnych ciał braci,
to weźcie szmatę ciała i rzućcie razem – w gruz.
A oczy mi wydrzyjcie i potoczcie dalej
jak ołowiane kule – podpalcie nimi wiatr,
by w czaszki nagie gwizdał – i niech tak się pali,
aż serca wam spopieli – i wyjmie z nich świat.
październik 1941 r