Wyślij za pomocą:

Wiersz: Józef Czechowicz

pół globu wypływa spod nocnych gwiezdności 
śpiący już ręce unoszą a zasiani są gęsto jak sieć 
przedświt schodzii łagodnie ma moc uspokoić uprościć 
lecz zginie gdy się w niebo wleje płonąca miedź 
północ sączyła udrękę cóż z tego zabłysła woda 
można choć konno uciec uciec wydłuż niskich wierzb 
tu koń tu na wprost drogą pachnie jesienna uroda 
zaranna rosa liże po rękach jak zwierz 

jest wybawienie kupcy cieśle prorocy złodzieje 
patrzeć młodo 
widnokrąg ugnie się niby rzemień 
zanim rozdnieje strzemię 

powietrze rwiesz to pęd ro pęd u czoła wiatr i wiatr 
u pięt promienie wierzb unosi wiatr i wiatrem koń 
w czerwony pęd w niebieski pęd w zliolony pęd 
ha w wodospadach pagórków tętent lotnej pogoni 
najbliżsi nienawistni na koniach smolistych i rydzych 

chcesz czy nie chcesz zaliczonyś do nich 
widzisz 
w świtaniu pałającym przewala się tłum jeźdźców 
a oddalając się rosną 
o klęsko 
dno 

zawrzały jednocześnie noc północ świt i wieczór 
droga strumień wierzbiny burzą się wirują grzmią 
a konie jak urastają gniotąc ogromem jasień 
w potwornych obłoków leju znikasz i ty i oni i wszystko 

i nie wiadomo gdzie się 
ozwaia trąbka żołnierska 
grając opadłym z wierzb listkom

Podobne posty