Wyślij za pomocą:Wiersz: Jan Kasprowicz
»Zbliż-że się ku mnie, zbliż się, dobry sługo,
Dłoń mi pod biodro włóż, Eliezerze —
Wszak mi już służyć nie będziesz zbyt długo
Wiernie i szczerze:
Wszystkie mnie siły opuszczają świeże
I na starości patrzaj! głos chropawy,
Śmierć krew zamraża, wszystkie siły bierze,
Rozluźnia stawy.
Lecz nim pożegnam świat i ludzkie sprawy,
Nim rzucę gniazdo, gdzie się trud wylęga,
Gdzie o kęs miejsca z wrogiem przebój krwawy
Życie rozprzęga,
Niech uspokoi twoja mnie przysięga,
Żem szczęście syna w zacną oddał pieczę,
Stokroć pewniejszą, niż stali potęga —
Tarcze i miecze…
I dziś daj dowód… Nim się czas przewlecze,
Zanim na wieki siwą złożę głowę,
Idź i w ten namiot, który złotem ciecze,
Przywiedź synowę.
Tylko nie szukaj tam, gdzie tchy niezdrowe
I pełne jadu płyną z piersi wroga:
Jako robactwa pełne pnie figowe,
Tak i odnoga.
Życiem i siłą dla mnie słowo Boga,
Siłą i życiem było przyrzeczenie,
Że ilość piasku nad morzem przemnoga
Moje nasienie.
A jakież, powiedz, wzrośnie pokolenie,
Gdy ze krwią swoją złączysz płód przeklęty?
Zamiast lwem jarym, będzie jako szczenię
Ród tak poczęty.
Nie!… W kraj rodzinny — idź-że w kraj ten święty,
Gdziem w snopy wiązał jęczmienne pokosy:
I tam w anyże i tam w zapach mięty
Bogate wrzosy.
I tam w słoneczne strzelają niebiosy
Przegibkie palmy; i tam, pełne ziarna,
Gną się ku ziemi zapłonione kłosy —
Praca nie marna.
I tam źrenica, jako węgiel czarna,
Skrzy się u dziewczyn, twarz — winna jagoda,
A krok tak lekki, jak, gdy z krzewin sarna
Wybiegnie młoda…«
I Eliezer okiełzna wielbłądy,
Przez garb przewiesi wypchane bukłaki
I tak je zwróci, strojne w złote rządy,
W dalekie szlaki.
Ale mu troski, jak niewczesne ptaki,
Osiędą duszę: jakiego wyboru
Użyć, by pańskie zadowolić smaki,
Uniknąć sporu?…
W takich to myślach pod mury Nachoru,
Co w Abramowej ziemi spoczął, biały,
Zbliży się chwilą, gdy w blaskach wieczoru
Skąpan świat cały;
Gdy, zdjęte ciszą, palmy ledwie drgały,
Kiedy się czasem wokół wiatr zakręci
I kochanice senne, sam ospały,
Wargą ponęci;
Kiedy zapachy świeżych sianożęci
W czar się zlewają z cynamonów wonią
I na myśl ludzką i na ludzkie chęci
Sen duszny ronią.
Że był troskami, co się wzajem gonią,
I drogą znużon, siadł u stóp cysterny,
W cieniu palmowym, ze spotniałą skronią,
Ten sługa wierny.
I jął narzekać: »Trud to niepomierny
Trapi mi ciało, lecz w niepewną duszę
Zatapia żądłem robak siłożerny
Większe katusze:
Niechaj cię, Panie! korną prośbą wzruszę!
Podaj mi znamię, co sąd mój oświeci,
Którą mam wybrać, którą rzucić muszę
Z niw obcych dzieci?…«
Wtem mu światłości lotem myśl przeleci:
»Owej, co do ust nachyli mi dzbana
I da wielbłądom wody — owej z kwieci
Powiem: Wybrana!«
A była pora, zachodem oblana,
Gdzie orszak dziewic, smukłe łanie młode,
Do tej cysterny, co płonie lustrzana,
Biegnie po wodę.
»Jej w te klejnoty przystroję urodę,
Jej te pierścieńce dam oblubieniczne,
Jej owe złota, które z sobą wiodę,
Sykle rozliczne.
Ją zaprowadzę, gdzie łany pszeniczne
Kołyszą w Mamre swe kiście czerwone
I gdzie kokosy chwieją niebotyczne
Włosów koronę.
Izaakowi rzeknę: Wiodę-ć żonę,
A Abrahama przywitam w te słowa:
Niech imię pańskie będzie pochwalone —
Oto synowa!«
Zaledwie skończył, a od miasta bieży
Jakowaś z…