Wyślij za pomocą:

Wiersz: Bruno Jasieński

O podróże jednostajne na strzyżonym miękkim pluszu… 
Wczoraj Marna, dzisiaj Wołga, jutro może Jan-Tse-Kiang… 
Patrzę w oczy smutnej pani w fiołkowym kapeluszu 
I już kocham się, jak sztubak, taki duży, sławny pan. 

O wytarty plusz poduszki dosyć szorstkie wsprzeć policzki, 
Turkot ciszę ukołysze, wszystko będzie, jak przez mgłę. 
I znów przyśnią mi się usta długorzęsej podróżniczki 
Całowane gdzieś wieczorem koło Moskwy czy Louvain… 

Przyjdą myśli wypłowiałe, jak dalekie sny o damach. 
Tych, co kiedyś mnie kochały, zapomniały… może czas?… 
Panieneczki złotogłówki zmysłowieją w oknoramach, 
Ostrym wiatrom się oddają z całej siły, pierwszy raz. 

Może śnią im się w wiatrakach baśniejące złotozamki… 
Pociąg czhał przez pola wężem z siłą 400 HP… 
Panieneczki złotogłówki obudziły w sobie samki, 
Z przymkniętymi powiekami leżą wparte w kąt coupé. 

Znowu zacznie się sonata, tylko nie ta nasza, Jana. 
Moja biedna, moja cudza, biała matuś małej Li… 
Coś podkradnie się do okna, jakaś bajka Kellermana, 
Będzie patrzyć niewidziana w tańcu spermy, ciał i krwi… 

Może jestem trochę senny?… Może jestem trochę chory?… 
Niestrawiony, pieprzny obiad wywołuje refleks, żal… 
W rozdziawioną paszczę nocy depeszują semafory: 
Jadę, król, do Polinezji, na swój autorecital!

Podobne posty