Wyślij za pomocą:

Wiersz: Konstanty Maria Górski

Zbudzić się, zerwać, uchylić firanek,
Wyjrzeć w kwietniowy, błękitny poranek,
Gdzie tylko wierzby kwitnące się złocą
I tylko brzozy białym pniem migocą –
A na toń niebios, wiosenną i bladą,
Fijoletową sieć gałązek kładą…
Obejść kasztany, których pąki, lśniące
Nowymi soki, łowią chciwie słońce
I główki śmiało w przestrzeń prą błękitną,
Czując, że jutro w śnieżną kiść zakwitną…

Chodzić po słońcu – powoli – jak we śnie,
Wokoło sadu, gdzie kwitną czereśnie,
U węgła domu przystanąć – posłuchać,
Bo już gołębie zaczynają gruchać
I wilga gwiżdże w południe nad sadem,

Gdy owad w trawie goni się z owadem.
A w wieczór, kiedy gwiazdy wyjdą z toni
Błękitnej, słowik pieśń swą ślubną dzwoni,
Dziwiąc się wielkiej księżycowej łodzi,
Co z białym żaglem na Ocean wschodzi.
Słuchać tej pieśni, która pierś rozpiera
Ogromnej ziemi i w niebie zamiera,
Ginąć w tej woni sadów i błękicie.
Pić to wokoło budzące się życie
I czuć z wszechświatem, nie pragnąc dla siebie
Serca na ziemi ni gwiazdy na niebie
Nic nie zamarzyć, nie kochać, nie żądać.
W przeszłość się tęsknym okiem nie oglądać
Ani nie czekać, czy z tą nową wiosną
Z mogił zaklęslych niezabudki wzrosną…
I wierzyć tylko, że gdy płomyk zgaśnie,
Serce na wieczność – jak na zimę – zaśnie

Podobne posty