Wiersz: Felicjan Faleński
Patrzaj, Medardzie, salamandra licha,
Jakaż to dziwna bestyja!
W ogniu się gnieździ, ogniem śpi, oddycha,
Ogień je, ogniem popija –
Ogień jej włazi w usta, w oczy, w uszy,
Ogniem się smuci i śmieje,
Ogień ma w sercu, w szpiku kości, w duszy,
W ogniu jej łzy i nadzieje.
Czy też jest warta życia istność taka,
Co gardzi wszelką odmianą?
Nie – podobnego, doprawdy, cudaka
Jak światem świat nie widziano!
Proszę – chodź do mnie, utrapione zwierzę
Kolej uniesie nas chyża –
Tam – na Zachodzie tchną powiewy świeże –
Odżyjesz wpośród Paryża. –
– Ani mi życie, które się odmienia,
Ni rady zdarza się czyje –
Nie chcę rozrywek ani zapomnienia,
Chcę żyć i wiedzieć że żyję. –
– Ależ ci tutaj dziwnie zewsząd skwarno…
Słuchaj – w Syberii lodowej
Zbawienne chłody czule nas ogarną!
Zorza uwieńczy nam głowy! –
– Ha! ha! Cóż zyskał Gaweł, smyk zuchwały,
Choć na miesięcznym był sierpie?
Nie chcę ochłody ni promienia chwały,
Chcę cierpieć – czując, że cierpię.
Jeśli cię litość bierze mojej nędzy,
To mi, na drzewie wysokiem,
Na silnym stryku wisieć daj, pomiędzy
Ziemią i bladym obłokiem. –