Wyślij za pomocą:

Wiersz: Józef Czechowicz

głowę która siwieje a świeci jak swiecznik 
kiedy srebrne pasemka wiatrów przefruwają 
niosę po dnach uliczek 
jaskółki nadrzeczne 
świergocą to mało idźże 

tak chodzie tak oglądać sceny sny festyny
roztrzaskane szybki synagog 
płomień połyskujący grube statków liny 
płomień miłości 
nagość 

tak wysłuchiwać ryku głodnych ludów 
a to jest inny glos niż ludzi głodnych płacz 

zniża slię wieczór Świata teR\’o 
nozdrza wietrzą czerwony udój 
z potopu gorącego 
zapytamy się wzajem ktoś zacz 

rozmnnożony cudownie na wszystkich nas 
będę strzelał do siebie i marł wielokrotnie 
ja gdym z pługiem do bruzdy przywarł 
ja przy foliałach jurysta 
zakrztuszony wołaniem gaz 
ja śpiąca pośród jaskrów 
i dziecko w żywej pochodni 
i bombą trafiony w stallach 
i powieszony podpalacz 
ja czarny krzyżyk na listach 

o żniwa żniwa huku i blasków 
czy zdąży kręta rzeka z braterskiej krwi odrdzdwiec 
nim się kolumny stolic znów podźwigną nudę mną 
nadleci wtedy jaskółek zamieć 
swiśnie u głowy skrzydło poprzez ptasią ciemność 
idźże idź dalej

Podobne posty