Wyślij za pomocą:

Wiersz: Józef Czechowicz

rano tęcza na ścianie odbita z lusterka 
falisty brzęk zegara wydobywa na jaw 
maj się sadem puszystym jak chmura rozćwierkał 
w oknie które granicą jest izby i maja 

powiewają tu matki ciemne ciche ręce 
przebywają tęczowy refleks czy wodospad 
nad obrusem ciemnieją ciszej i goręcej 
mimo zmarszczek szept smutny niemyślaną groźbą 

matko zbudzony patrzę spod rzęs trawy leżąc 
matko twe siwe oczy płaczą nade mną może wiatr 
jestem tu choć daleko na innym wybrzeżu 
twój ostatni kwiat 

tak mało wiesz o synu chodząca wśród gromnic 
tyle że spajam głazy rymów 
tyle że nie mogę zapomnieć 
płomienia dymu 

jak nikt inny jesteś pośród ludzi
mówić cóż mówić drżeć z niemocy słów 
żebyś młoda i piękna w uśmiech mogła wrócić 
znów

Podobne posty