Gdy…

Wiersz: Adam ASnyk
Gdy zielenić gaj się zacznie
 W majową pogodę,
Zaczynają się nieznacznie
 Budzić serca młode.
Gdy różowe kwiecia puchy
 Pokryją jabłonie,
Ktoś się skrada do dziewuchy —
 A ta cała płonie.
Gdy jabłoni kwiat opada,
 Kalina zakwita —
Przy dziewczynie chłopiec siada
 I o coś się pyta.
Gdy słowiczek pieśń wiośnianą
 Nuci ponad strugą, —
Ukochany z ukochaną
 Rozmawiają długo.
Gdy się biały powój wije
 Około olszyny, —
Oplatają chłopca szyję
 Rączęta dziewczyny.

Fresk pompejański

Wiersz: Adam ASnyk
Zielone, wonne gaje rozsiadły się wkoło,
Po uroczych pagórkach zbiegając w doliny;
Gdzieniegdzie dąb lub kasztan podnosi swe czoło
Po nad drobniejsze mirty, laury i jaśminy.
Łagodnie pluszczą źródła, skryte gdzieś w zieleni,
I z melodyjnym szmerem z skał ściekają dalej,
Srebrzystym wężem migną wśród łomu kamieni
I pod sklepieniem dębów w cichej płyną fali.
W powietrzu pełno woni, ciepła, barw i blasku,
I błękit, przesiąknięty tem światłem gorącem,
Zda się lśnić niby pyłkiem złocistego piasku
I tęczowych iskierek połyskać tysiącem.
W tem ciepłem oświetleniu żywa drzew zieloność,
Przyjmując połysk złoty na szmaragdy swoje,
Harmonijnie w błękitną spływa nieskończoność,
Gaje, błonia i wzgórza i przejrzyste zdroje,

Epilog do Snu grobów

Wiersz: Adam ASnyk
O! jakże trudno pierzchłe już obrazy
Do życia z sennych krain przywoływać!
I jakże smutno ciemne duchów skazy
Z zasłony, którą śmierć rzuca, odkrywać.
I po przepaściach łowić epos bladą,
I co zawiera męki odgadywać!
Czyż się nie cofnąć raczej przed gromadą,
Co winy swoje w inne światy wlecze,
I, gdy się żywi do spoczynku kładą,
Jeszcze w ciemnościach gdzieś krzyżuje miecze?
Czyż nie zamilknąć przed żyjących rzeszą,
Co mniemać będzie, że wraz z nią złorzeczę?
Świat ten tak dziwny! — i ludzie się śpieszą
Zetrzeć czemprędzej ślad krwawej areny;
To, w co wierzyli wczoraj, dziś ośmieszą,
I codzień nowej potrzebując sceny,
Trupa przeszłości ze wzgardą wywleką,
Na łup zgłodniałe spraszając hyeny.

Epaminondas

Wiersz: Adam ASnyk
W chwili zwycięztwa, wśród walczących tłoku
Żelazny grot utkwił w jego boku,
I przeszył pierś i pozostał w ranie…
Na tarcze swe wzięli go Tebanie
I do namiotu zanieśli. Obficie
Krew uchodziła a z nią razem życie.
Wódz podniósł głowę i na orszak zbrojny
Badawczo wzrok rzucił niespokojny.
Trwoży go boleść na twarzach wyryta:
— „Czy ustał bój? — niecierpliwie pyta —
„Czy z rąk nam pewne zwycięztwo wydarto?”
Odrzekli: — „Wszystko skończone ze Spartą,
I nadal jej dziś zwycięzkie Teby
Nie będą miały lękać się potrzeby.”
— „Skądże więc żal w waszych sercach gości,
Zamiast tryumfu, dumy i radości?”
A na to w głos rzekną mu rycerze:
— „Najszlachetniejszą los nam zdobycz bierze,
Gdyż żywot twój, tak ojczyźnie drogi,
Uciekające zabrały nam wrogi…
I szkoda nam twych dni pełnych chwały,
Pod których tarczą Teby zwyciężały,

Dwie fazy

Wiersz: Adam ASnyk
I
Kiedy myśl wielka nagle zajaśnieje
I porwie z sobą mętną ludzi falę,
Burzliwym prądem niosąc ją przez dzieje
Ku szczęściu, prawdzie, zwycięstwu i chwale —
Wtenczas pierś każda ludzka olbrzymieje
I po nad trwogi powszednie i żale
Każdy, jak Tytan, wyrasta zuchwale,
Po nieśmiertelną sięgając nadzieję;
Wtedy z owego tajnego ogniska,
Na świat ożywcze spływają promienie;
Życie, co siłą i młodością tryska,
Zyskuje na swej wartości i cenie;
A i śmierć sama pięknością połyska,
Jak godne męzkiej pracy zakończenie.

Chór Oceanid

Wiersz: Adam ASnyk
O nieustanny wszech żywiołów sporze,
Nieskończoności wstrząsający morze
 Prądami wciąż się ścierających sił!
Olbrzymia walko, co, trwając bez końca,
Zapalasz jedne nad drugiemi słońca
 I w ruch wprowadzasz wszechświatowy pył!
Tyś jest wyrazem twórczej myśli bożéj,
Która przez ciebie ożywia i tworzy
 I dzierży wieczny nad światami rząd;
Ty jesteś prawem powszechnem istnienia,
Które wciąż światów powierzchnię odmienia
 I toczy naprzód rwący życia prąd;
Ty wszystkie wrogie potęgi i władze
W żywej wszechświata trzymasz równowadze
 I gwiazd krążących obejmujesz ster;
Ty z sprzecznych dążeń i kierunków wielu
Wytwarzasz jedność działania i celu, —
 Harmonię wszystkich wojujących sfer.

Bodaj owa rzeczka…

Wiersz: Adam ASnyk
Bodaj owa rzeczka szuwarem zarosła,
Która mnie młodego w obcy kraj zaniosła;
Bodaj owa rzeczka rybek nie rodziła,
Która mnie młodego z domem rozłączyła;
Bodaj owa rzeczka wyschła do ostatka,
Że mnie tam zaniosła, gdzie nie znajdzie matka!
„Nie trzeba ci było — o, mój chłopcze młody —
Puszczać się tak łatwo na wezbrane wody!
Nie trzeba ci było z domu się wydzierać:
Nie musiałbyś teraz z tęsknoty umierać.
Rzeczka będzie rzeczką i wciąż będzie płynąć…
Wstecz nie wróci woda: musisz marnie ginąć!
A twojej mogiły nie obleję łzami —
Tylko nad nią burze będą wyć nocami!”

Zejdź jasna jutrznio

Wiersz: Adam ASnyk
Zejdź jasna jutrznio! rozlej światła strumień
Po ziemi życia nowego spragnionej;
Złotym promieniem do dna ludzkich sumień
Sięgnij i blask im nadaj nieskażony!
Rozedrzyj mroczne przyszłości zasłony
I wstydem czoła wątpiących zarumień
I oczom, chciwym zachwytów i zdumień,
Ukaż odrodzeń szereg nieskończony!
Zejdź jasna jutrznio! Świat, przeczuciem tknięty,
Z lochów, gdzie nędza z zbrodnią mieszka skrycie,
Z gmachów, gdzie orgia dopija swe męty —
Wygląda ciebie, w troskach czy przesycie,
I woła, dziwną tęsknotą przejęty,
O świeże, lepsze, szlachetniejsze życie.

XIX-mu wiekowi

Wiersz: Adam ASnyk
Wieku bez jutra, wieku bez przyszłości,
Co nad przepaścią stanąłeś ponury!
Nauczycielu zgrozy i nicości,
Coś wziął ludzkiego ducha na tortury!
Wieku zwątpienia, o wieku niewiary!
Jakże ty strasznym jesteś dla cierpiących!
Sfinksową twarzą patrzysz na ofiary,
Szyderstwem żegnasz w męczarniach ginących,
Śląc im do grobu te słowa najkrwawsze:
„Wszystko skończone, giniecie na zawsze!”
Na co się przyda, mistrzu, twa nauka,
Na co się przyda dla błądzącej rzeszy?
Gdzież masz pociechę, któréj ona szuka?
Gdzież masz tę miłość, która ją rozgrzeszy?
Dałeś jéj ziemi obszary jałowe,
I dożywotnie dałeś jéj dziedzictwo;

Ale zabrałeś najlepszą połowę:
Idealnego świata uczestnictwo!
Choć jasne źródła stoją jéj otworem,
Ona z nich przecież rozkoszy nie czerpie,
I woła, sercem upadając chorem:
„Poco ja żyję, umieram i cierpię?”

Wśród przełomu

Wiersz: Adam Asnyk
Na niebie odblask łun ognistych płonie
I ciemne noce opromienia krwawo;
Skrwawione widma wyciągają dłonie,
W poświście wichru lecą z mgieł kurzawą,
Powietrze jęków wypełniając wrzawą;
Nad krwią przelaną, która świeżo dymi,
Z ciemności kształt się wynurza olbrzymi…
Coraz wyraźniej z cieniu się wychyla
Jak geniusz wschodnich powieści złowrogi,
Jak nowy Xerxes, lub nowy Attyla,
Na tle czerwonem mordów i pożogi
Z wozu swym mieczem w świat zakreśla drogi,
A wysyłając hordy swe na rzezie,
Łańcuchy światu w podarunku wiezie.
Wyciąga rękę — a ta dłoń straszliwa
Po coraz nowe sięga wciąż zabory,
Na bój śmiertelny ludzki ród wyzywa —
Ten ród leniwy, rozbity i chory,
Co do podziemnej chce się ukryć nory,
Byle choć jedną przedłużyć godziną
Ten żywot zbiegów, co bez walki giną.

Wobec sfinksa

Wiersz: Adam ASnyk
Szukałem prawdy — strawiłem wiek cały
Na dochodzeniu tajemnych praw bytu…
Myśli me w ogrom gwiaździsty leciały
Po nieskończonej przestrzeni błękitu…
Przez słońc odległych tęczowe pożary,
Przez powstających mgławic pierwsze błyski,
Przez zamrożone i puste obszary,
Przez gwiazd cmentarze i światów kołyski—
Coraz-to wyżej… i wyżej… i dalej…
Aż od eterów odbiły się fali,
Od wiecznej nocy, co w przepaściach drzemie,
I powróciły bezsilne na ziemię.
Do wnętrza ziemskiej zstępowałem bryły
Przez chaotycznie rzucone pokłady,
Gdzie swe pieczęcie i tajemnic ślady
Wieki przewrotów i wstrząśnień wyryły,
I te kamienne łamiąc sarkofagi,
W których się całe epoki zawarły,
Chciałem wydobyć trup przeszłości nagi,

Wieczyste piękno

Wiersz: Adam ASnyk
Wieczyste piękno daremnie dla ślepych
Roztacza wkoło barw i blasków przepych;
Daremnie jasne promienie, jak gońce,
Posyła ziemi to duchowe słońce —
Gdy niema oczu, którym światła promień
Mógłby otworzyć drogę uwidomień
I ponad błotem skrwawionych trzęsawisk,
Ponad prądami mijających zjawisk
Ukazać bytu zdrój słoneczny, złoty,
Przenikający kolejne żywoty,
I ciągły przypływ tej świetlanej fali,
Co łańcuch istnień wiecznie doskonali.
Lecz chociaż dotąd jeszcze ziemskie rody
Nie widzą wyższej harmonii i zgody
I błądzą w cieniu bezsłonecznych krain
Z piętnem przekleństwa, jakie nosił Kain,

Wcielenie

Wiersz: Adam ASnyk
To, co niegdyś w ideału sferze
Snem jedynie było marzyciela,
Z biegiem czasu kształt widomy bierze
I w dążenia ludzkości się wciela.
Jasną marę, nieuchwytną wprzódy,
A tak pełną rajskiej szczęścia wróżby,
Wywalczają krwią i łzami ludy
I do ziemskiej zaprzęgają służby.
Ów sen wieków, długo niedościgły,
Co rozjaśniał ciemne marzeń noce,
Staje nagle wśród świata zastygły
I zamknięty w cielesnej powłoce.
Krótki tryumf! — Po zachwytu chwili,
Jaka wieki oczekiwań płaci,
Ci rycerze, co za nią walczyli,
Nie poznają wielbionej postaci…
Widzą z żalem, że wszystko, co w darze
Wniosła na świat wśród swego pochodu,
Krzywd i gwałtów z kart dziejów nie zmaże
I ludzkiego nie nasyci głodu!

W walce o byt

Wiersz: Adam ASnyk
Tyle nasion spotyka zagłada,
Tyle kiełków wschodzących marnieje,
Tyle pączków przedwcześnie opada,
Najpiękniejsze budzących nadzieje.
Usychają młode latorośle,
Zanim stanąć zdążyły w rozkwicie,
Dumne kształty, co zeszły wyniośle,
Upadają wśród walki o życie.
Giną w męce rody i plemiona,
Choć walczyły z męztwem bohatera…
Mnóstwo pragnień nieziszczonych kona,
Mnóstwo uczuć bezpłodnie umiera.
Wszędzie ciężka na byt dalszy praca,
Wszędzie walki groza i męczarnia,
Która w niwecz zwycięstwo obraca
I ofiary w ciemną przepaść zgarnia.

W obiegu

Wiersz: Adam ASnyk
Ludzkość w swoim obiegu słonecznym
Miewa także pełne mroku dnie,
W których, prawom podległa odwiecznym,
Mniejszą siłą żywotności tchnie.
Miewa swoją, chłód niosącą, jesień,
W której stygnie dawnych uczuć żar,
Gaśnie płomień namiętnych uniesień
I swą jasność traci życia dar.
Otrząśnięty, po ziemi się wala
Przeszłych dążeń idealny kwiat;
Rwącej myśli nie przybiera fala
I lodowych nie przerywa krat.
Pierzchły marzeń tęczowe motyle,
W gajach umilkł wdzięczny przedtem śpiew
I nadzieje, w pełnej niegdyś sile,
Jako liście opadają z drzew.
Zewsząd słychać skargi rozpaczliwe…
Zapóźniony dawnych czasów widz
Mniema, patrząc na zmrożoną niwę,
Że już na niej nie powstanie nic;

Sam na sam

Wiersz: Adam Asnyk
Dzień był tak ciężki!.. Wieczór taki głuchy,
Wiejący grobów chłodem i żałobą…
Wszystkie życzliwe odbiegły mnie duchy,
Łzy i nadzieje unosząc ze sobą…
Więc przy ognisku wygasłem, zczerniałem
Sam na sam tylko z nieszczęściem zostałem.
Gość to surowy: czuwa on przytomnie,
Bym chwilę w słodszem nie spoczął marzeniu,
By żaden uśmiech nie doleciał do mnie
Na jakim słońca jaśniejszym promieniu.
I od wszelakiej pokusy mnie broni,
Zawsze w żelaznej przytrzymując dłoni.
Gość to surowy: serca nie rozpieści,
Ani mu nie da we łzy się rozpłynąć;
Lecz, wszystkie naraz gromadząc boleści,
Każe mu stwardnieć pod ciosem — lub zginąć…
I dalej w przyszłość prowadzi mnie ciemną,
Upominając, że wciąż będzie ze mną.

Rodzinnemu miastu

Wiersz: Adam Asnyk
Jest jedno piękne ludowe podanie,
Co treścią swoją do łez mnie porusza:
Lud prosty mniema, że gdy czas nastanie,
W którym już ciało ma opuścić dusza,
Zanim w nadziemskim utonie błękicie,
Powraca jeszcze wstecz przez swoje życie…
I zwolna idzie przebytym już śladem
Żegnać to wszystko, co jej drogiem było, —
Raz jeszcze ujrzeć w świetle grobu bladem
Miejsca, gdzie niegdyś żywiej serce biło!
I tak dochodzi aż w dziecinne lata
I nad kolebką staje znów skrzydlata;
Jako wędrowiec smutny i zmęczony
Kąpie się znowu w jasnych wspomnień zdroju
I błogosławi swe rodzinne strony —
I wtedy z ziemi odchodzi w pokoju,
Niosąc na skrzydłach w krainę wieczności
Najszlachetniejsze marzenia młodości.
Te wszystko prawdą mnie się dziś wydaje:
Bo choć sam jeszcze do żywych się liczę,
Za każdym krokiem, co mi pozostaje,
W tył poza siebie odwracam oblicze
I moja dusza wyrywa się smutna
Tam, gdzie młodością była tak rozrzutna.

Przyjście Messyasza

Wiersz: Adam Asnyk
I
Lud czekający na swego Messyasza
Nie zwróci oczu na dziecinę małą
I do biednego nie zajrzy poddasza;
Mniema, że zbawcę, którego czekało
Tyle pokoleń, ujrzy ziemia nasza
Odrazu ziemską okrytego chwałą,
Jak na wojsk czele — niewiernych rozprasza;
Mniema, że wszystko będzie przed nim drżało,
Że nawet głowy ugną się książęce,
Zdając mu władzę nad światem… więc, jeśli
Usłyszy, że się narodził w stajence
I że mędrcowie dary mu przynieśli, —
Pyta ze śmiechem: „Jakto? ten syn cieśli
Ma rządy świata ująć w swoje ręce?”