Wierzba na pustkowiu

Wiersz: Adam Asnyk
Stoi wierzba płacząca
Nad ciemnem jeziorem;
Drży w promieniach miesiąca,
Kiedy wietrzyk ją trąca
 Wieczorem.
W koło piaski wilgotne,
Rdzawe mchy i zioła,
Wody mętne i błotne,
I pustkowie samotne
 Dokoła.
Gdy na niebie zapada
Noc martwa, noc cicha,
Wierzba stoi tak blada
Jak strwożona Dryada
 I wzdycha.
Patrzy smutna na sine
Niebiosa z ołowiu,
Na wód czarną kotlinę
I piaszczystą równinę
 W pustkowiu.

W chacie…

Wiersz: Adam Asnyk
W chacie słabo ogień błyska,
 Dymiąc tli się pniaczek świeży…
Niedaleko od ogniska
Siwy dziaduś w kącie leży.
Izba taka naga, dymna,
Nędzę wkoło znać widomie;
Siwy dziaduś drży ze zimna,
Na wilgotnej leżąc słomie.
Trupia bladość swą powłoką
Pomarszczoną twarz pokrywa,
Zapadnięte skrzy się oko,
Niby świeczka dogorywa.
Śmierć z bladego patrzy czoła,
I na zdobycz swoją czyha,
I okrąża go dokoła,
I po chacie stąpa cicha.
Dwoje dzieci w nogach siadło;
Trwożnie patrzą nieruchome
Na dziadusia twarz wybladłą…
I z posłania skubią słomę.

Thetys i Achilles

Wiersz: Adam Asnyk
Równo z jutrznią pośpieszną, co na niebie już wschodzi,
Thetys smutna i blada na perłowych konch łodzi
Z głębi morza wypływa. Przed nią fali błękity
Rozsuwają się cicho i szlak złotem nabity
Znaczy drogę, po której jej perłowa łódź przejdzie.
Każda fala się kłania modrookiej Nerejdzie
I całuje jej stopy, bielsze jeszcze od piany,
Którą lekko okrasi pierwszy promień różany.
Brzmienia słodkie, łagodne, jak amfiońskiej głos liry,
Towarzyszą jej w drodze przez te płynne szafiry;
A na muszli najcichszy syn Eola z uśmiechem
Biały żagiel wydyma swoim wonnym oddechem.
Wkoło — rzesza delfinów, ssąc powietrze w swe płuca,
Wodotryski srebrzyste po nad fale wyrzuca.

Teatr w Tusculum

Wiersz: Adam Asnyk
Na gór albańskich łagodnym zakręcie,
Na dwóch złączonych pagórków grzebieniu,
W draperyi dębów włoskich jest wycięcie,
Gdzie gruzy drzemią w pustce i milczeniu:
Szeroko tutaj rozsiadły się kołem,
Pokryte wieków pleśnią i popiołem.
Jak tylko ścieżka z lasu się wynurza,
Rododendrony witają wędrowca,
I sam laur biegnie prowadzić przez wzgórza
Do kamiennego przeszłości grobowca
I pokazuje im laur wiecznie młody,
Gdzie cycerońskie kwitły wprzód ogrody.
Lecz nie dobiega do ruin — by szumem
Nie przerwać wielkiej ciszy i powagi,
I pozostaje z innych krzewów tłumem:
A gruzy leżą na wyżynie nagiéj
I patrzą w błękit… tylko wśród kamieni
Bluszcz się przeciska jak wąż i zieleni.

Tantal

Wiersz: Adam Asnyk
Niegdyś w pragnienia wieczystego męce,
Na wskróś palony żary piekielnemi,
Napróżno swoje wyciągałem ręce
Po owoc, który uciekał przed niemi,
I próżno usta swe na fali kładłem,
Goniąc za wiecznie kłamliwem widziadłem.
We mnie i za mną wrzało całe piekło,
Na pastwę mękom wydając mnie nowym;
Pierś moją, bólem strawioną i spiekłą,
Erynnye biczem krwawiły wężowym, —
I urągały mi te mściwe duchy,
Patrząc na mojej wściekłości wybuchy.
A ja naówczas, ciągle pożerany
Żądzami, które w nieskończoność rosły,
Byłem jak ogniem ziejące wulkany,
Na przekór losom groźny i wyniosły —
I jakaś wielka tytaniczna siła
W wnętrznościach moich skrępowana tkwiła.

Siwy koniu

Wiersz: Adam Asnyk
Siwy koniu, siwy koniu!
 Coś tak zadumany?
Nie wiesz drogi, nie wiesz drogi
 Do méj ukochanéj?
Moja miła nas rzuciła,
 Nie wyrzekłszy słowa;
Jak nie znajdziesz do niej drogi,
 Zginąć nam gotowa.
Siwy koniu, siwy koniu,
 Ciężko tobie będzie:
Przegonimy wiatr, co wieje,
 Nie spoczniemy w pędzie.
Siwy koniu, siwy koniu,
 Ciężej sercu memu,
Bo straciło już nadzieję —
 Samo nie wie czemu!

Sen grobów

Wiersz: Adam Asnyk
W posępną nocy zaszedłem krainę,
Po śniegu, co się usuwał pode mną —
I przez powietrze zmrożone i sine,
Które zawisło nad przepaścią ciemną,
Rzucałem trwożne spojrzenia w pustkowie,
Bo czułem trwogę w mej piersi nikczemną.
Włos mi się jeżył, przymarzły na głowie;
Na duszę dziwna przerażeń zmartwiałość
Spadła i skrzydła rozpostarła sowie;
I oślepiała mnie ta śniegu białość,
I obłąkały mnie te nocne cienie,
I upajała mnie ta skamieniałość.
I to zamarłej pustyni milczenie
Zdało się łamać we mnie życia prawa:
Byłem, jak ciemność, rzucony w przestrzenie
I nie wiedziałem, czy to sen czy jawa…
O bycie własnym wątpiąc, znicestwiony,
W białym tumanie, jak znikomość mgława
Niknąc, leciałem tym wirem niesiony
Bez tchu, pamięci, w milczące otchłanie,
Spowity w śnieżnéj zamieci osłony.

Przodownikom!

Wiersz: Adam Asnyk
Słudzy prawdy i prawdy czciciele,
Kochankowie Izis zasłoniętéj! —
Wam się godzi wzrok zatapiać śmiele
W ciemnych głębin kuszące odmęty.
Wam, dążącym wciąż do światła, w górę,
Na rozdrożach zabłąkać się wolno,
Schodzić na dół, w przepaści ponure
I pierś krwawić wędrówką mozolną.
Choć się który w podziemia zapuści,
Tracąc z oczu jasny strop błękitu —
Wyjdzie cało z straszliwej czeluści
I podąży znów dalej do szczytu.
Wy możecie zstępować bez trwogi,
Gdzie noc, groza i zwątpienie mieszka,
I piekielne nie zwiodą was bogi,
Bo do światła wiedzie wasza ścieżka.

Prolog na uroczyste otwarcie nowego teatru w Krakowie

Wiersz: Adam Asnyk
Plaudite cives! — Oto nowa scena
 Otwiera muzom gościnne podwoje.
Ucieszna Talia, smutna Melpomena,
Prowadzą z sobą wdzięczne chóry swoje,
I owe deski przemienią cudownie
W ogarniającą cały świat widownię.
Cały świat uczuć, cała działań sfera
I starć namiętnych ukryte pobudki;
Zdrada, łamiąca pochód bohatera,
Dwojga kochanków sen o szczęściu krótki,
Kłamstwo i zbrodnia w zwycięskiej potędze, —
Drżące przed prawdy wschodzącem światełkiem;
Wady, śmieszności i powszednie nędze,
Życie codziennym wypełnione zgiełkiem —
Wszystko tu w barwnej przesunie się tęczy,
Wybuchnie bólem lub śmiechem zadźwięczy.

Pigmalion

Wiersz: Adam Asnyk
PANI MARYI I MARYANOWI SOKOŁOWSKIM.
Jam cię wydobył z marmurów spowicia,
Gdzie spoczywałaś bez kształtów na wieki,
Nie powołana przez bogów do życia;
Jam sercem cień twój odszukał daleki,
Błądzący w istot niestworzonych rzędzie;
Ja cię przeniosłem przez ciemne krawędzie
Snu i nicestwa na ten świat słoneczny,
Twojej piękności dając wyraz wieczny.
Stworzyłem ciebie swojej piersi tchnieniem…
I moja dusza w marmur moc przelała,
Ażeby martwym przestał być kamieniem
I przybrał powab dziewiczego ciała,
I zadrżał drżeniem bijącego łona
I tchem rozkoszy, którym ożywiona
Zdajesz się na świat wybiegać z ukrycia,
Spragniona blasków, miłości i życia.

Orfeusz i Bachantki

Wiersz: Adam Asnyk
PANI MARYI ILNICKIEJ
Dionysos boski, boski,
Przyszedł na świat, uśmiechnięty,
By przemienić łzy i troski
W młodocianych żądz ponęty;
 W złotej czarze
 Przyniósł w darze
Upojenia słodki szał —
Dla spragnionych dusz i ciał!
Z jego przyjściem proroctw ciemnych
Ustąpiła cześć i trwoga,
Ustał mściwy rząd Podziemnych;
Słonecznego mając boga,
 Ziemia cała
 Zapomniała
O żałobie przeszłych dni, —
I o szczęściu tylko śni.

Odłamowi Psychy Praxytelesa

Psyche! ty stoisz w marmuru tunice
Wiecznie niewinna, wiecznie zadumana.
Pierś się nie wzdyma i nie chmurzy lice;
Lecz, jak cię mistrza uwięziło dłuto,
Przetrwałaś wieki, natchnieniem owiana —
I do białego marmuru przykutą
Kołysze przeszłość jakąś tęskną nutą.
Na przechylonej z melancholią twarzy,
Co czystych linii przyświeca profilem,
Żadna namiętność usiąść się nie waży…
I wzrok, co trzymasz spuszczony ku ziemi,
Najwyżej — gonić może za motylem,
Co ponad kwiaty przebiegał wonnemi
Przed chwilą wieków i znikł między niemi.
Ledwie rozkwitłaś w majowy poranek,
Już, zawstydzona kwiatem własnych marzeń,
Kryjesz się, by cię nie zbudził kochanek;
I zalękniona, niepewna i trwożna,
Odsuwasz czarę niespokojnych wrażeń
I sercu swemu powiadasz: nie można! —
Na szelest liści mirtowych ostrożna.

Ociemniały Thamyris

Wiersz: Adam Asnyk
Niewidomego starca prowadzi pacholę,
Wspierając drżące kroki. Z ramion jego spływa
Szmat spłowiałej purpury, a na jego czole
Lśni złocisty dyadem. Broda długa, siwa;
Twarz blada, co powagę i smutek wyraża;
Martwo się patrzą w błękit dawno zgasłe oczy;
Jakby widmo królewskie w łachmanach nędzarza,
Tak on, wsparty na chłopcu, z trudem naprzód kroczy
Długą przebyli drogę: starzec, blizki zgonu,
Dźwigając ciężkie nieszczęść i lat swoich brzemię
Kazał się wieść na święte wzgórze Helikonu,
By tam pożegnać razem niebiosa i ziemię.

Memnon

Wiersz: Adam Asnyk
Niedaleko oceanu wybrzeży,
W cichej grocie, gdzie się jutrznia zwykła kryć,
Ranny Memnon na wilgotnych mchach leży
I nie może umrzeć, ani żyć.
Co noc Eos, nim wybiegnie w niebiosa,
Tam przychodzi nad swym synem ronić łzy —
I na chwilę macierzyńskich łez rosa
Z jego czoła spędza ciężkie sny.
Wtedy rwie się z jego piersi zbolałéj
Cichej skargi melodyjny, smutny ton;
Przypomina dni wielkości i chwały
I swej matce tak się skarży on:
„Czemuś ty mi wyprosiła, o matko!
„Tego trwania pośmiertnego straszny dar?
„Żem pozostał dla podziemnych zagadką,
„A dla żywych jedną z próżnych mar?

Lykofron do Fatum

Wiersz: Adam Asnyk
Przyjacielowi w braterskim upominku
Już dogorywał świat grecki — minęły wieki
Potężnych natchnień młodzieńczych i wyschły źródła twórczości;
 Wśród sporów biegłych sofistów
 Konało piękno;
Umilkły lutnie poetów. Jeden z ostatnich,
Żyjący wówczas Lykofron, co skrycie czcił jeszcze Muzy,
 Na progu opustoszałej
 Świątyni bogów,
Na marmurowej tablicy, ten napis wyrył:
„O Fatum! pożerające ludzi i bogów,
Grzebiące w ciemnej otchłani długie pokoleń szeregi, —
 Głuche na wszelkie wołania,
 I bez litości!
Czy cię czcić? czy też przeklinać? — nie wiemy;
Nie wiemy: jakim sposobem dzierżysz swą władzę nad nami,
 Niewiedząc, czyli dłoń twoja
 Świat wydobyła
Z bezwładnej chaosu nocy, co bez początku…

Król Juba

Wiersz: Adam Asnyk
Chodź, Petrejuszu, — rzecze król Juba —
 Po co nad klęską chmurzyć swe czoło?
Nie czas żałować… skończona próba:
Potrzeba zginąć wesoło!
Cezar zwycięża; my, zwyciężeni,
Już się nie dźwigniem więcej z pogromu:
Pole zabitych krwią się rumieni
I niema walczyć już komu.
Cezar nas wszystkich osaczył w matni:
Na cóżby wszystkie skargi się zdały!
Czy my to pierwsi? czy my ostatni,
Co nędznie giniem bez chwały?
Ktoś musi zawsze ustąpić z drogi;
Dziś na nas kolej, oni są górą…
Lecz, Petrejuszu, klnę cię na bogi,
Czemu spoglądasz ponuro?

Julian Apostata

Wiersz: Adam Asnyk
Na czele bitnych rzymskich legionów,
Spaliwszy na Tygrze floty, —
Gdzie przed wiekami wódz Macedonów
Rozbijał swoje namioty,
Stanął zazdrosny jego podboju,
Świeżą okryty purpurą
Cezar, co, wedle sługi pokoju,
Na słońcu prawdy był chmurą.
Pieszcząc w swem sercu przeszłości marę,
Chrystusa sieciom niechętny,
Zamierza wskrzesić imperyum stare
I Olimp bogów ponętny.
Jedzie i marzy o swoim wrogu,
Co berło świata wydziera, —
O tym nieznanym i cichym Bogu,
Co gdzieś na krzyżu umiera.
„Duszę mam, — mówi — blasków słonecznych
„Pełną i niemi obrzucę
„Ludzkość spragnioną jutrzenek mlecznych,
„I dawną pogodę wrócę.

J. Kolarowi, wieszczowi odrodzenia Czech

Wiersz: Adam ASnyk
Gdy lud Wasz wielką rocznicę dziś święci
Ja, polski pieśniarz, idę do Was w gości
Oddać hołd Wieszcza Waszego pamięci
I w cichem święcie sławiańskiej jedności
Wraz z Wami sercem udział wziąć pospołu
Przy uczcie duchów, u wspólnego stołu.
Przed bohaterem, który w bój bezkrwawy
Prowadził naród, budząc go do życia,
I z tej uśpionej pięknej Córki Sławy
Zbutwiałe grobu otrząsał spowicia,
Z pokorą swoje uginam kolano,
Wpatrzony w zorzę geniuszu świetlaną.
Przed wodzem, który wówczas stał na straży,
Gdy mrok niewoli ćmił wzrok ludu wszędzie,
I białogórskich podjął pieśń cmentarzy,
I kształcił śpiewne języka narzędzie, —
Przed ojcem pieśni wiodącej do czynu
W imieniu Polski składam liść wawrzynu.