Marnotrawcom

Wiersz: Adam Asnyk
Niech nikt sił własnych nadto nie przecenia,
Ani też nadto w swą szlachetność wierzy:
Trzeba się liczyć z czynem poświęcenia
I marnotrawić serca nie należy.
Kto dobrowolnie lepsze swe natchnienia
Wyda na pastwę przechodniów grabieży,
Temu zabraknąć może sił zasobu,
Aby z godnością dojść później do grobu.

Kwiaty i chwasty

Wiersz: Adam Asnyk
Są kwiaty tyle barwne i ponętne tyle,
Że ściągają do siebie pszczoły i motyle;
Stoją wśród zalotników skrzydlatego wieńca
I nie mają obrony innej prócz rumieńca,
I źle im wróżą wszystkie doświadczone zioła,
Wiedząc, że słodycz lubi i motyl i pszczoła.
Są inne, mniej powabne, lecz przezorne, chwasty,
Co stoją najeżone jak oset kolczasty…
I te, przed napastników zuchwałą pogonią
Zabezpieczone, łatwo kolcami się bronią
I dumne są z zwycięztwa — nic bowiem nie wiedzą,
Że je pomimo kolców wreszcie osły zjedzą.

Ironia

Wiersz: Adam Asnyk
Ironia dziwnem jest ziółkiem, co żyje
Łzami i bólem, a śmiechem zakwita;
Na gruzach szczęścia jako bluszcz się wije,
A w jego wieńcach ruina spowita,
Choć krwawe ślady w łonie swojem kryje,
Zawsze uśmiechem przechodzących wita
I własną pustkę i smutek wyszydza —
Przed okiem widza.

Helena

Wiersz: Adam Asnyk
Tyś mnie przez zaklęć swoich czar
Z grobu do siebie przywołał,
Rozkosznych pragnień wzniecił żar —
A żaru zgasić nie zdołał.
Przyciśnij usta do mych ust:
Niech pierś tchnień boskich zachwyci…
Wypiję całą duszę twą:
Umarłych nic nie nasyci!

Excelsior

Wiersz: Henry Wadsworth Longfellow
Przełożył: Adam Asnyk
Szybko zapadał wieczorny mrok;
Alpejskiem siołem przez górski stok
Szedł młodzian, niosąc w śniegu i lodzie
Sztandar z tem dziwnem godłem na przodzie:
 Excelsior!
Czoło miał smutne, ale z pod brwi,
Jakby miecz z pochwy, oko mu lśni;
Jak srebrnej fletni głos kryształowy,
Dźwięczy ton jego nieznanej mowy:
 Excelsior!
Widzi on światła szczęśliwych chat,
Jasny i ciepły domowy świat;
Nad nim lodowców groźne widziadła —
Więc smutna skarga z ust się wykradła:
 Excelsior!
„Nie próbuj szczęścia!” — rzekł starzec doń —
„Burza nad głową, potoku toń
„Wezbranym nurtem huczy w parowie!”
Na to donośny głos ten odpowie:
 Excelsior!

Die Weisheit des Brahmanen

Wiersz: Friedrich Rückert
Przekład: Adam Asnyk
Z ks. pierwszej.
Złą dolę znoś jak dobrą, mając to na względzie,
Że gdy będziesz źle znosił — gorzej ci z tem będzie.
Gdy cię przyjaciel zrani, przebacz — przekonany,
Że sam cierpi: inaczej nie zadałby rany.
Gdy znajdziesz cierń w miłości, kochaj jeszcze wierniéj:
Że masz różę przy sobie — poznajesz to z cierni.

Des Sängers Wiederkehr

Wiersz: Ludwig Uhland
Przekład: Adam Asnyk
Na marach śpiewak złożył głowę,
Z ust bladych piosnka nie uleci…
Rzucono lauru liście płowe
Na czoło, gdzie już myśl nie świeci.
Zwoje ostatnich pieśni pewnie
Trzyma on jeszcze w skrzepłem ręku,
A lutnia, co tak brzmiała śpiewnie,
Spoczywa przy nim — lecz bez dźwięku.
Tak spi głęboko, a ton pieśni
Drży jeszcze w uchu jego braci:
Więc każdy czuje tem boleśniéj,
Że lud takiego mistrza traci!
Mijają dnie, miesiące, lata;
Cyprysy grób mu uwieńczyły;
Ci, których zgryzła jego strata,
Sami już zeszli do mogiły:

Der gute Kamerad

Wiersz: Ludwig Uhland
Przekład: Adam Asnyk
Miałem ja towarzysza —
Lepszego nie znajdziesz, nie!
Gdy bębny do boju grzmiały,
Krok w krok na polu chwały
Szedł razem obok mnie.
Wybiegła na nas kula…
Czy mnie, czy tobie zgon?
Ach! jego mi wyrwała
Jak część mojego ciała:
U nóg mych pada on!
Wyciąga do mnie rękę,
Gdy trzeba spieszyć w bój:
„Ręki ci dać nie mogę;
Idź na wieczności drogę,
O, towarzyszu mój!”

Chmura

Wiersz: Adam Asnyk
I
Świeże ulewy
Na spragnione krzewy
Przynoszę z morza lub rzeki;
Dostarczam cieniu
Listkom, co w znużeniu
Wśród dziennej spoczęły spieki.
Na skrzydłach niosę
I otrząsam rosę,
Budząc tłum pączków uroczy, —
Śpiące gromadki
Na piersiach swej matki,
Co wkoło słońca się toczy.
Gradami zionę:
I łąki zielone
Pokrywam białym całunem;
W deszcz je przemienię
I mknąc już w przestrzenie,
Znów się uśmiechnę piorunem.

Ad Venerem

Wiersz: Horacy
Przekład: Adam Asnyk
O Wenus! Knidu i Pafii królowo,
Porzuć Cypr ulubiony i zstąp do świątyni,
Gdzie Glycera, zwąc ciebie, z kadzideł wciąż nową
Ofiarę czyni.
Niech śpieszy z tobą i syn z strzałą w ręku,
I Gracye z rozwianemi przepaski, Nimf chóry,
I młodość, co bez ciebie pozbawiona wdzięku —
I sam Merkury.

Ad Q. Dellium

Wiersz: Horacy
Przekład: Adam Asnyk
Pomnij zachować umysł niezachwiany
Pośród złych przygód i od animuszu
Zbyt zuchwałego wśród pomyślnej zmiany
Chroń się, gdyż umrzesz, Delliuszu;
 
Umrzesz, czy smutny przeżyjesz czas cały,
Czy na trawniku zacisznym zasiędziesz
Na dni świąteczne i z piwnic wystały
Swój Falern zapijać będziesz.
 
Gdzie biała topol z sosną rozrośniętą
Chętnie swe cienie gościnnie zespala,
Gdzie wstrząsać brzegu kotliną wygiętą
Pierzchliwa sili się fala —

Abdykacya

Wiersz: Adam Asnyk
Sukienkę miała w paseczki
Perkalikową,
We włosach polne kwiateczki,
Twarzyczkę zawsze różową:
Nie było piękniejszej dzieweczki —
Daję wam słowo!
Była, doprawdy, królewną
Cudownych krajów!
I miała orkiestrę śpiewną
W królestwie zielonych gajów,
I armię kwiatów powiewną
Brzegiem ruczajów.

Ulewa

Wiersz: Adam Asnyk
Na szczytach Tatr, na szczytach Tatr,
 Na sinej ich krawędzi,
Króluje w mgłach świszczący wiatr
 I ciemne chmury pędzi.
Rozpostarł z mgły utkany płaszcz,
 I rosę z chmur wyciska:
A strugi wód z wilgotnych paszcz
 Spływają na urwiska.
Na piętra gór, na ciemny bór,
 Zasłony spadły sine;
W deszczowych łzach, granitów gmach
 Rozpłynął się w równinę.
Nie widać nic: błękitów tło
 I całe widnokręgi
Zasnute w cień, zalane mgłą,
 Porznięte w deszczu pręgi;

W Tatrach / Wstęp

Wiersz: Adam Asnyk
O, matko ziemio, dobra karmicielko!
Żywisz nas hojnie przy swej piersi mlecznej
Niebieskiej rosy ożywczą kropelką
I promieniami jasności słonecznej,
Które przerabiasz na chleb, co się mnoży
Codziennym cudem wiecznej myśli bożéj.
O, matko, ziemio! ty nam, dając ciało,
Zbudzoną duszę karmisz na swem łonie;
Dajesz jej poznać świata piękność całą,
Oprowadzając przez błękitne tonie,
I po gwiaździstym unosisz przestworze,
Codzień poranku odnawiając zorze…
Roztaczasz przed nią kształtów nieskończoność
I coraz nowe przesuwasz obrazy;
Stroisz się w błękit morza, w łąk zieloność,
W błyszczące piaski, w niebotyczne głazy;
Rozwijasz widzeń tęczę malowniczą
I świeżych wrażeń napawasz słodyczą.

Zdradzieckie drzewo

Wiersz: Adam Asnyk
W złą czy dobrą dolę,
Wśród szczęścia lub męki,
Chodziłem na pole,
Śpiewając piosenki.
I było lżej sercu
Wypłakać się śpiewem
Na łąki kobiercu,
Pod szumiącem drzewem.
Słuchały mnie gaje
I wtórzyły pieśni
Srebrzyste ruczaje
I ptaszkowie leśni.
I dolina cała
Z uśmiechem wesela
Zawsze mnie witała
Jako przyjaciela.

Z egipskiego rytuału zmarłych

Ozyrys szalę prawdy ujął w dłonie,
I jedno oko zatopił jastrzębie
W cichej wieczności tajemnicze głębie,
A drugie zwrócił ku doczesnej stronie,
Skąd przylatują do niego po zgonie
Stadami ludzkie dusze, jak gołębie.
Z pomiędzy dobrych, co ciemne podwoje
Przebyli — jedni w zasług świetnej szacie
Idą odziani w purpurę lub zbroję.
Chwałą jaśnieją dumne ich postacie,
A o spełnionych czynów majestacie
Świadczą obszerne papyrusów zwoje;
W nich hieroglifów głoski tajemnicze
O każdym wielkim wspominają czynie
I wyliczają: wzniesione świątynie,
Prace pokoju, dzieła wojownicze,
Nadane prawa, duchowe zdobycze,
Wielkie przewroty, których pamięć słynie.

Wy się skarżycie

Wiersz: Adam Asnyk
Wy, ulubieńcy losu i wybrani!
 Którym pogodne śmieją się błękity —
Wy się skarżycie, gdy wam stopę zrani
 Cierń pośród kwiatów ukryty;
Gdy wam zabraknie słodkiej szczęścia rosy,
I pierwszą gorycz przyniesie wam życie —
Na świat i ludzi i na swoje losy
 Wy się skarżycie!
Zapominacie o swym dniu słonecznym,
I obejmując wszechświat w złorzeczeniu,
Bunt podnosicie przeciw prawom wiecznym,
 Przeciw istnieniu!
Lecz ci, co wzrośli w twardej z losem walce,
Wprzągnięci w jarzmo trudów i niedoli, —
Ci nie zważają, że cierń krwawi palce,
 Nie myślą o tem, co boli.
Chociaż, w świat idąc pod nieszczęścia strażą,
Widzą, jak wszystkie nadzieje im gasną —
Ci nie złorzeczą, ani się nie skarżą
 Na dolę własną.