Wyślij za pomocą:

Ponad tym wszystkim, co początek bierze 
W ciężkiej i dusznej życia atmosferze, 
Ponad tym wszystkim, co się ćmi i wichrzy 
W prochu tej ziemi, jak owad najlichszy, 
Ponad tym wszystkim, co z niesforną wrzawą 
Goni za chlebem, miłością lub sławą, 
I świecąc chwilę, znowu w mroku ginie, 
W łez, krwi i błota dziwnej mieszaninie, 
Ponad tym wszystkim – jest jaśniejsza sfera, 
Będąca ziemskiej tęczowym odbiciem. 
Ta zmienne kształty w wieczny blask ubiera 
I jak posągi stawia ponad życiem, 
I każdą miłość, co się w proch rozwiała, 
Uwiecznia w krasie dziewiczego ciała, 
I każdą sławę podejmuje z zgliszcza, 
I ze rdzy ziemskiej ogniem ją oczyszcza. 
Ta sfera jasna, sfera ideału, 
W którą świat żywych wsiąka wciąż pomału 
I gdzie przenosi swoje łzy i nędzę 

Na rajskich marzeń nieśmiertelną przędzę, 
Ta sfera sztuki, jak ją tłum nazywa, 
Wieczyście piękna, wieczyście prawdziwa, 
Ma swoje sługi, którym jest zlecone 
Ukrytych cudów odchylać zasłonę. 
Ma swoje sługi wierne niewolniczo, 
Co wdzięcznym marom, zrodzony m w błękicie, 
Własnego ducha na chwilę użyczą 
I mglistym kształtom własne dadzą życie, 
I całą swoje roztrwonią istotę 
Na ich nadziemską walkę i tęsknotę, 
I trwają, błyszczą i lecą… dopóki 
Nie strawi ducha boski płomień sztuki! 

Biedne ofiary! Im nie wolno w locie 
Opuścić skrzydeł w jakiej cichej grocie 
Ani ugasić ognia, co je pali, 
Jako jaskółkom gdzie na modrej fali; 
Im w ideału jarzmie, bez wytchnienia, 
Wszystkie łzy, skargi, krzywdy i cierpienia 
Potrzeba zbierać, każdą ludzką ranę 
Przejmując na swe serce skołatane; 
Trzeba im chodzić w królewskiej purpurze, 
W koronie z szychu i nie giąć się pod nią, 
Odczuć w swych piersiach wszystkie ziemskie burze, 
I dyszeć dumą, nienawiścią, zbrodnią, 
Umarłych plemion żywym być wyrazem, 
Kochać, żyć, walczyć, ginąć z nimi razem… 
I wszystkie piękne widma, co się roją, 
Aby ożyły, krwią napoić swoją. 
We wdzięcznej u mnie zostały pamięci – 
Więc dług wdzięczności wspomnieniami płacę, 
Które, jakkolwiek spełzły na papierze, 
Jednak gór tchnienie przechowują świeże. 

29 sierpień 1879

Wiersz: Adam Asnyk

Podobne posty