Podobne posty
Jezioro Maerjelen
Wyślij za pomocą:
Wiersz: Jan Kasprowicz
I.
Z szczytu patrzałem na twe zimne tonie,
Na nieruchomą zieleń twych przezroczy,
Lśniących, jak szmaragd, w olbrzymiej koronie
Wierchów lodowych i piarżystych zboczy.
O Maerjelen! Niebo wokrąg płonie,
Całe w ozdobie płomiennych warkoczy,
A na błękitnym twych głębin wygonie
Stado kier białych w cichej fali broczy.
Na Wyspie Zmarłych snąć jest kryształ taki,
Gdzie dusze, wziąwszy rozbrat z znojną ziemią,
Zmywają z siebie doczesność i potem,
Wielkich tajemnic przeniknąwszy szlaki,
Dla ciał zamknięte, jak łabędzie drzemią,
Oszołomione swym nowym żywotem.
II.
Przedziwna cisza… Ni wiew nie zawionie,
Żwir się po graniach czarniawych nie stoczy,
Śnieg w tę spokoju milczącą harmonię
Z hukiem z swej paszczy nie wypadnie smoczéj.
Czułem, że skryta gdzieś w przestworów łonie
Śmierć, na twej tafli magicznemi oczy
Spoczywająca, i me ciepłe skronie
Otula zwolna chłodem swych zamroczy.
I zdało mi się, że to ziemskie życie,
Kiedym tak patrzał w twe nieme zwierciadło,
Niby strzęp jaki ze mnie już opadło,
Żem jedną z kier tych, co na twojej płycie.
Od gleczerowych urwane wybrzeży,
Śnią w swojej czystej, nieśmiertelnej śnieży.
III.
O niepojęta przemiano! o skonie,
Coś nie jest skonem, lecz pełnią ochoczéj
Radości bytu, w jasnym regionie
Praw odgadnionych, w sferach nadobłoczy.
Dusza człowieka, niby serce w dzwonie,
W tobie, Niedzieli Wielkiej dniu uroczy,
W którym Wieczystość zasiada na tronie,
Dźwięki swych pragnień najskrytszych jednoczy.
Wszakże, gdy szczęście rozpala nam czoło,
Gdy w upojeniu wołamy zwodniczem
Głośne »Evoe« dla żądzy doczesnéj,
Zjawia się nagle w szalejące koło,
Z okiem przeczucia, z tęsknoty obliczem
Śmierć, wabiąc duszę w swój Eden bezkresny.
IV.
Głębie przestworu w błękitnej oponie —
Ni jednej chmurki wędrowiec nie zoczy;
Słońce, wpatrzone w to ciszy ustronie,
Snąć swego kręgu z miejsca nie potoczy.
Rajską za sobą wiodąc eudemonię,
Niezmierną dalą ciężka senność kroczy:
Lodowe szczyty śnią na nieboskłonie,
Bór nadrodański śni w fioletów mroczy.
Tajemnym blaskiem Maerjelen się mieni,
Gładkie, milczące, ujęte, jak w ramy,
W skał i gleczeru spadziste krawędzie…
Dusza się kąpie w lustrzanej zieleni,
A kry te białe, bez skazy, bez plamy,
Drzemią, jak śnieżne, uśpione łabędzie.
Wiosna
Wyślij za pomocą:Wiersz: Jan Kasprowicz
Niebiosa stroją się w błękit,
A w środku słońce złociste
Promieniącemi ramiony
Sięga po własny swój obraz
Ku jasnej głębi jeziora.
A kiedy chmurka śnieżysta,
Ostatnia z siostrzyc, zbłąkana,
Złoty mu uśmiech na chwilę
Przysłoni skrzydłem przelotnem,
Słońce gorętszy całunek
Składa na własnem odbiciu
I zlewa razem się z falą
W jedną, jedyną melodyę
Wiosny.
Drogą, wiodącą ku wiosce,
Za lekkim wiatru powiewem,
Suchy się piasek nikłymi
Unosi w górę obłoki
I szarym ciąży atomem
Na trawy wązkich listeczkach,
Co tu i ówdzie, z nad rowów
Świeżo kopanych, zieloną
Poczyna kępą kiełkować.
Z korzeni nagiej wierzbiny
Wyrasta gibka latorośl
I szepce z wiatrem i z trawą
Jedną, jedyną melodyę
Wiosny.
W chłopskiem obejściu, za płotem
Wpół połamanym, jałoszka
Ryczy, spuszczona z łańcucha.
Dwie młode dziewki, czerwoną
W pas podwiązane chusteczką,
Kręcą się w małym ogródku
Około grządek rozsady —
Ze zczerwienionych policzków
Ścierają potu kropelki.
Na pozdrowienie przechodnia
Odrzekną zwykłem »Bóg zapłać«,
A uśmiech, druh tej podzięki,
Zlewa się w jedną melodyę
Wiosny.
W szczycie bielonej chałupy
Usiadła młoda kobieta:
Snać codopiero dziecina,
Co się u stóp jej kamykiem
Bawi i głuży wesoło,
Syta, spuściła się z kolan,
Gdyż z poza rąbka koszuli
Jeszcze się cała wychyla
Pierś z alabastru, siateczką
Żył niebieskawych pokryta,
I jeszcze mleko ostatnią
Sączy na łono kropelką,
By się zlać w jedną melodyę
Wiosny.
O złote słońce
Wyślij za pomocą:
Wiersz: Jan Kasprowicz
O złote słońce, ty dziś na błękitnem
Przyświecasz niebie ognistymi blaski,
A przecież w sercu, cierpieniami szczytnem,
Nie chcesz promiennej zapalić nam łaski,
Nie chcesz spleśniałej tkaniny żywota
Zmienić w przejasną, nieskalaną przędzę,
Lecz, zdala szczęścia rozjaśniając wrota,
Jeszcze nas w większą, ach! w większą pchasz nędzę.
Zrodzeni w chatach dymiących i brudnych,
Zaledwie w piersi dosłyszym oddechu:
Cóż więc dziwnego, że myślim o złudnych
Krajach rozkoszy bez bólu i śmiechu?
Cóż więc dziwnego, że, prawie szkielety,
Żebrzemy siły i krasy młodzieńczej,
Że pragniem męskiej do czynów podniety,
Co blade czoła wawrzynem uwieńczy?
Ty znów świeżemi okrywasz makaty
Ziemi powiędłe, zmrożone manowce,
I znowu wlewasz dziewiczość w te kwiaty,
Co oplatają wieńcami grobowce.
Oto, poprzednio lodowe, źródliska
Dziś się tak jasno, tak czysto krysztalą,
Taki z nich napój dla błoni wytryska,
Taka swoboda gna falę za falą.
A nasze duchy odświeżasz nadzieją?
One sennemi trapione widziadły,
Czy się, ach! dzisiaj w tej walce nie chwieją,
Czy nie drżą dzisiaj, jak listek opadły?
O złote słońce! Czy ciebie nam winić,
Że osiadł smętek śród naszych obliczy,
Gdy ciśniem węże, co jadem chcą ślinić
Te usta spiekłe, spragnione słodyczy?
Nieszczęsna dola! Złe losów zabawy!
Tutaj odżyły ziół martwe kobierce,
A ludziom braknie ożywczej potrawy
Ach! i grobowo wciąż bije im serce!
Wszyscy zbierają się wokół mogiły
I brzask wiosenny witają zwątpieniem,
Jakby na wieki zamarły w nich siły,
Jakby na wieki złamani cierpieniem.
A przecież jeszcze w popiele rozpaczy —
W sinym popiele nie zgasła na zawsze
Iskra młodości, ukryła się raczéj,
Aż ją rozdmucha znów słońce łaskawsze.
O złote słońce! Z tej wiosny przybyciem,
Chciej ją rozetleć w płomień jasny, żywy,
Chciej nią powiązać rozkosze ze życiem,
Chciej nią zgotować dla nas czas szczęśliwy…
Zgrzeszyłem!…
Wyślij za pomocą:Wiersz: Jan Kasprowicz
Tak! gdybym wierzył w spowiedzi skuteczność,
Kląkłbym przed wami, ideałów stróże,
I rzekłbym, łkając: Patrzcie! jakie burze,
Z grzechu poczęte, starły mnie na wieczność…
Ongi, do twardych przebojów jedyny,
Byłem jak żołnierz, albo jak ten łowiec,
Którego dziki nie straszy manowiec,
Gdy spieszy w ślady szlachetnej zwierzyny.
A dziś — słuchajcie!… O nie! nie! Przytłumię
Tę chęć, co wyznać każe wobec świata
Całą mą nicość, abym ulżył sobie…
Nie dla mnie ulga! W sercu i rozumie
Wyryłem sobie prawo ręką kata:
Pokutuj, milcząc! Ulgę znajdziesz w grobie.
Z chałupy/XII
Wyślij za pomocą:Wiersz: Jan Kasprowicz
Płacze… biedna… a jeszcze tak młoda,
Chociaż, widać, pewnie smutek siny
Spędził kwiatki z policzków dziewczyny —
Szkoda róży czerwonej, oj! szkoda.
Płacze… we łzach jej cała uroda.
Tak, jak w rosie ślubne rozmaryny;
Oparła się o krawędź łóżczyny.
A łzy gorzkie tak płyną, jak woda
Jak nie płakać!… Miesiąc z sobą żyli,
A dziś, Boże!… dziś ich rozłączyli…
Jak nie płakać!… Żałują sąsiadki…
Wczoraj w karczmie… dobrzy przyjaciele…
Skrzypce… tany… kieliszek za wiele
I do bójki… a dzisiaj przed kratki.
Z chałupy/XXXVII
Wyślij za pomocą:Wiersz: Jan Kasprowicz
Mieli syna, dali go do szkoły;
Syn się uczy, aż się serce śmieje;
Z roku na rok wzrastają nadzieje,
Z niemi rosną i dziury stodoły.
To nic… wreszcie synalek Jemioły
Edukacyi wsze przeszedł koleje;
Dzisiaj grzebie umarłe i pieje,
Pasie żywe — barany i woły.
Ojciec poszedł już dawno na wieki,
Nie doczekał się nawet dziekana:
Na trud, lata nie pomogą leki.
A matula w opałach od rana:
Drobi kluski przed księdza koguty,
Klepie pacierz i — czyści mu buty..