Wyślij za pomocą:
Wiersz: Jan Kasprowicz
I.
I oto znowu wróciłaś, rumiana,
Wesoła siostro pobladłej jesieni,
Co memu sercu wczorajszego rana
Kazała tonąć pośród mgieł i cieni,
A jednak wierzyć, że siła promieni,
Ukryta w zmroku głębinach, jest bytem
Wiecznie trwającym… Wróciłaś, w zieleni
Liść przystrojona, co wczoraj był mytem,
A dziś prawdą, żywota świadectwem niezbitem.
II.
Wróciłaś znowu i znów się błękitem
Pogodnych niebios uśmiechasz. Śród fali
Oswobodzonej i w zielu rozwitem
Znowu się w szczęście twój obraz krysztali.
I znów śród świata niezmierzonej dali
Rozrzucasz blaski i rozwiewasz wonie
W takiej ilości, że świat snąć się pali
Żarem niezgasłych zachwytów i tonie
Bezdennej snAć rozkoszy znajduje w swem łonie.
III.
Patrz, jak ku słońcu twojemu swe skronie
Zwraca ten żółty kwiat mleczu, wzgardzony
Gość naszych ścieżyn! Jak słonecznej płonie
Dumy odbiciem, jak gdyby w złocony
Przybrał się klejnot królewskiej korony,
A przecież, wiosno! pośród twoich dzieci
Jest jako żebrak… Patrzaj, te zagony —
Wczoraj pod śnieżnej ciężarem zamieci,
Dziś tam falą smaragdów ozimina świeci.
IV.
Na cmentarzyskach, na grobach stuleci,
Gdzie myśli ludzkiej koniec i początek,
Widzę, jak dech twój nowy żywot nieci
Śród traw, tych zwiędłych przeszłych dni pamiątek…
I zdaje mi się, że smutny zakątek
Żalu i skargi w liściu srebrnej brzozy
Nie jęk rozpaczy, lecz nadziei wątek
Pomieścił dzisiaj, że nie znakiem grozy
Lecz szczęściem jest, którego nie zwarzą już mrozy…
V.
I cały byt ten jest jak kwiat mimozy —
Odczuwa każdy dotyk matki młodéj:
Wiatr, gdy szeleści śród nadbrzeżnej łozy,
Błyszczące krople rozpienionej wody,
Olbrzymich dębów niewzruszone kłody,
Owite wieńcem zielonym; na szczycie
Gór niebotycznych te orły i płody,
Co w grudce ziemi zwalczają się skrycie,
To twoja pieśń, twe światło, twe barwy, twe życie…
VI.
O, widzę ciebie w tym srebrzystym świcie,
W jutrzence, w zorzy rozlanej purpurze,
W słońcu, co zwolna pnie się po błękicie
Spokojnych niebios ku południa górze
I w każdej plamce, w każdej drobnej chmurze,
Która mu drogę zachodzi, istoty
Swej część zostawia, swych promyków róże,
I znowu schodzi powoli, tęsknoty
Wiedzione lekką dłonią, w ten grób morza złoty.
VII.
Widzę cię w zmroku wieczornym, gdy sploty
Niebieskawymi ogarniasz kształt ziemi,
Co lgnie wpół do snu, a nawpół ochoty
Życia się czepia, piersi stłumionemi
Wolno oddycha i nad dziećmi swemi,
Trawą i kwiatem, rosę łez swych leje —
W jasnej cię widzę nocy, co srebrnemi
Patrzy gwiazdami, miesiącem się śmieje
I z ludzkich marzeń snuje nowe jutra dzieje.
VIII.
Słyszę cię w wietrze, który z lekka wieje
Od stron nadmorskich i z lekka kołysze
Łany ozimin. Słyszę cię, gdy dnieje,
W pieśni skowronka, co tę świtań ciszę
Pierwszy przerywa; słyszę cię, ach! słyszę
W dziwnym poszepcie wierzbiny, w oraczy
Rannej modlitwie i w rozgranej pysze
Jezior, budzących w mej duszy prostaczéj
Pragnienie dnia, co świt swój swobodą zaznaczy…
IX.
W gęganiu gęsi, w derkaniu derkaczy
I w ryku bydła i w skrzypie żurawi
I w rżeniu konia, ku chłopców rozpaczy
Mknącego w pole, i w starcu, co prawi
Półnagim wnukom — a tak są ciekawi
Dawnej powieści, że stanęli kołem,
Rzuciwszy krągi: baśń ich więcej bawi —
W nawoływaniu słyszę cię…