Wyślij za pomocą:

Wiersz: Tadeusz Gajcy

Nocą, gdy miasto odpłynie w sen trzeci, 
a niebo czarną przewiąże się chmurą, 
wstań bezszelestnie, jak czynią to dzieci, 
i konchę ucha t a k przyłóż do murów. 

Zaledwie westchniesz, a już cię doleci 
z samego dołu pięter klawiaturą 
w szumach i szmerach skłębionej zamieci 
minionych istnień bolesny głos chóru. 

„Bluszczem głosów spod ruin i zgliszcz 
pniemy się nocą na dachy i sen, 
tobie, Warszawo, w snach naszych śnisz, 
nucąc wrześniami żałobny nasz tren.” 

– Biegłam rankiem po chleb do piekarni 
(a chleba dotąd czekają tam w domu), 
a ja leżę z koszykiem bezradnie, 
tuż za rogiem, nie znana nikomu… 

– Właśnie ręką chwytałem za granat, 
żeby czołgi przywitać nim celnie, 
ziemia była spękana, zorana – 
nagle świat mi się zaćmił śmiertelnie… 

– Myśmy obie wyniosły na noszach, 
jeszcze kocem okryły mu nogi, 
bo krzyczeli dokoła, że pożar… 
Ja na świstku pisałam: „Mój drogi…” 

Bluszczem głosów spod ruin i zgliszcz 
pniemy się nocą na dachy i sen, 
tobie, Warszawo, w snach naszych śnisz, 
nucąc wrześniami żałobny nasz tren.” 

Słuchaj tych głosów żałosnych żarliwie, 
nim brzask poranny uciszy je w niebie 
i nowe miasto w napiętej cięciwie 
dni tryumfalnych na nowo pogrzebie. 

Słuchaj tych głosów, bo po to szczęśliwie 
ocalon został w tragicznej potrzebie, 
byś chleb powszedni łamał sprawiedliwiej 
i żył za tamtych i za siebie lepiej. 

*

Jak nie kochać strzaskanych tych murów, 
tego miasta, co nocą odpływa, 
kiedy obie z greckiego marmuru – 
i umarła Warszawa, i żywa.

Podobne posty