Wyślij za pomocą:Wiersz: Jan Kasprowicz
I.
I tak ci się z nią stało… A wszystko dla ziemi,
Dla matki naszej świętej, co ziarnami swemi
I człeka wszak używi i tę mysz w stodole…
Obejście miała swoje, miała swoją rolę
I połcie na zapiecku i pieniądze w skrzyni —
Jak mówię, całą gębą była gospodyni!
Lecz żal się, Panie Boże! Żal się, mocny Boże!
Nikt nie wie, jakie los mu przygotował łoże;
Nikt nie wie, co tam anioł w swej księdze zapisał
Dla dziecka, które człowiek ręką wykołysał,
Dla kwiatka, który człowiek zasiał na swej grzędzie,
Nikt nie wie, jaki jeszcze czas rozkwitu będzie…
Gadają starzy ludzie: »Człowiek żyto sieje,
Wtem przyjdzie wiatr i ziarnka, niby maczek, zwieje;
Poszywa człowiek dachy, wtem słomianą strzechę
Nawałność dzika zerwie, niby jaką wiechę;
Oblicza sobie człowiek, widząc w czerwcu kłosy:
Plonuje złote żytko pod pańskiemi rosy,
Wymłócę, wezmę na targ, zapłacę podatek,
Dzieciakom kupię buty i kobiecku szmatek —
Chuścinę albo serdak, czego tam zapragnie,
Aż oto idą deszcze, zboże, jakby w bagnie
To trawsko, które gnije; aż tu idą grady,
Zesieką, że ci nawet nie stać na podkłady,
Że nawet garści słomy nie masz już na sieczkę,
By szkapsku też podrzucić, napaść jałóweczkę…«
Toć rzeknij sam: czyż z Jewką inaczej się działo?
Chlebaszka w bród i groszy, jak mówię, nie mało
Pszenicy, że, powiadam, tydzień machać kosą!
Ludziska aż zazdroszczą: »Ba! Orliczce boso
Nie trzeba wcale chodzić; ma-ci na trzewiki,
Ma cugi, sługi, pługi, sierpy i motyki;
Jest komu zorać zagon, jest i zasiać komu;
Jest skopać czem i pociąć, jest w co zwieść do domu.
Orliczce do kościoła nie walić piechotą,
Ma fasong, ma dwa źrebce maści, kiejby złoto;
Ma szle, że aż się mienią, wyszywane dery;
Starczyłoby ją nawet na pańskie kuczery
W bogatej liberyi, co od srebra kapie,
W jelenich rękawicach, w galonkowej czapie…
Hej! niema to jak wdowiec dla młodej dziewuli:
Obchucha na wsze strony, pierzyną obtuli,
Podmaśli, jak potrzeba, kłopot z warg wypije,
Jedwabny sprawi fartuch, korale na szyję;
Obetnie sam włosiska, łupież z ramion strzepie;
Pogładzi po policzkach, słodko zajrzy w ślepie;
Okręci ją naokół, posadzi na łóżku,
Przyniesie sam polewki kraszonej w garnuszku,
Nieomal sam jej strawy naleje do gęby,
Nieomal sam jej wciśnie kawał placka w zęby…
Orliczko — tak jej mówią — nam-ci trza kapustę
Ze szczerej jadać kłody, a ty codzień w tłuste
Opływasz, jako ryba, tak, jak ów karasek!
Orliczko! hej, Orliczko! tobie ino pasek
Rozluźniać na tym brzuchu, kiedy nam wypadło
Zaciągać coraz bardziej ciasne sznurowadło!…«
II.
Lecz Jewka na to ludzkie gadanie nie słucha!
U pasa nie popuszcza modrego fartucha
I z pychą do świętego nie jeździ kościoła…
O świcie już na nogach: dziewkę ze snu woła,
Do doju idzie razem, zajrzy do koryta,
Podściele sama bydłu, nawet koniom żyta
Dorzuci garść z opałki, nim się jeszcze z werka
Pasierbik wygramoli, jak skręcona ścierka.
We żniwa, podkasawszy do kolan spódnicę
I chustą zasłoniwszy przed słoneczkiem lice,
Odbiera, jak służebna, grabi, wiąże w snopy,
Że dziwią się gosposze najemniki-chłopy.
Ja sam, gdy tak przypadkiem szedłem wedle drogi,
Nieraz z niej pożartuję: »Jewka! toć ci nogi,
Znać, do cna posiekają te wej! suche rżyska;
Gdy żal ci tak trzewiczków, obuj choć buciska…