Wyślij za pomocą:
Wiersz: Jan Kasprowicz
O jak mnie męczy piekło tego życia!
Duch mój, przebiegłszy przez ten świat, jak burza,
Co nie oszczędza wierzby, blizkiej gnicia,
Ani zdrowego jaworu, co nurza
W głębinach jezior łeb swój rozczochrany
I ciche krople przemienia w bałwany —
Duch mój z natury swej się wynaturza
I pragnie ciszy…
On, co się wczoraj, bywało, nie słyszy
W wszczętym przez siebie rozhuku i wirze,
Opuszcza dzisiaj swoje skrzydła hyże
I pragnie ciszy.
Nad dolinami, ponad zielonemi,
Gdzie blask miesięczny swe brylanty rosi
Na bujne trawy, gnące się ku ziemi,
Jak atom blasku duch się mój unosi,
Senny, leniwy, wsłuchany w poszumy
Traw szeleszczących, wpatrzon w kwiatów tłumy,
Które śmierć jutro swoją kosą skosi,
Spragniony ciszy!
Wokół się leje zdrój lepkich haszyszy
Z żył nenufarów i lilij i z wnętrza
Róży, co płonie, nad ogień gorętsza,
W miesięcznej ciszy.
I szepcą do mnie szeleszczące trawy
I zioła, pełne dusznego zapachu,
I toń jeziora i miesiąc złotawy,
Śród niebieskiego zawieszony dachu,
Jako ta lampa w grobowca kopule:
»O Maryanie Olchowiczu! Bóle
Milkną tu wszystkie i przejawy strachu
Giną w tej ciszy!…
Żądz niekiełzanych tchnieniem nie zadyszy
Pierś twa i duch twój, jak szatan skrzydlaty,
Okrążający bez spoczynku światy,
Spocznie w tej ciszy!«
Ach! do szaleństwa snać mnie doprowadzi
Ten wab, tajemną łechcący symfonią,
Ten poszept głogów, które wietrzyk gładzi
Po kraśnem licu aksamitną dłonią,
Żółty nenufar i ta lilia biała,
Co się z litości nademną spłakała
I, wonny płacz swój zlawszy razem z tonią
W północnej ciszy
W szmer melodyjny, zdaje się, że słyszy
Jęk mego serca i jęczy z niem razem
I melodyjnym otwiera rozkazem
Gmach wiecznej ciszy.
»O Maryanie Olchowiczu! W duszy —
W swej własnej duszy chowasz źródło winy
I tej męczarni, której nic nie zgłuszy,
Chyba ta woda i ten miesiąc siny
I ten nenufar, co na twoje przyjście
W puchowe łoże rozściela swe liście
Śród srebrnych luster jeziornej głębiny
W tej wielkiej ciszy —
Chyba ta lilia i ten głóg, co dyszy
Ciężkim zapachem, i ten szum, co z boru
Płynie, i owad, blaskami fosforu
Lśniący w tej ciszy.
O Maryanie Olchowiczu! Pyłki
Twej biednej duszy, która kryje w sobie
Przyczynę złego: daremne wysiłki,
Ażeby stworzyć coś, co nie ma w grobie
Swego początku, swej formy i treści
I swego końca, bez żadnej boleści
W mgłę się rozpłyną w czarującej dobie
Mistycznej ciszy!
Wcielą się w krople tych lepkich haszyszy
I w poszum lasu, gdy w swą harfę trąca,
Jako druida, i w światło miesiąca,
Co drży w tej ciszy.
O Maryanie Olchowiczu! Gwiazdy,
Co ma nad morzem przyświecać żeglarzom
Pośród burzliwej na odmętach jazdy,
Symbolem imię jest twoje, a wrażą
Tajemniczego króla olch potęgę
Oznacza twoje nazwisko: znasz księgę
Ksiąg i słyszałeś, o czem starzy gwarzą
W wieczornej ciszy,
A co w balladzie taką grozą dyszy:
Zanimeś powstał, nieznana ci siła
Dwa te pierwiastki tobie przeznaczyła
W przedwiecznej ciszy.
Lecz cóż, żeś zeszedł nad szalonym światem,
Jak gwiazda morska ponad głębinami?
Burza, jak przedtem, smaga je swym batem,
Błękity niebios chmur ołowiem plami;
Maszty się łamią, okręt idzie w trzaski,
A gwiazdy morskiej zbawiające blaski
Zgasły hej! zgasły! Z jękiem…