Wyślij za pomocą:Wiersz: Jan Kasprowicz
I.
I czem rozpocząć pieśni księgę drugą?
Czem sobie zjednać czytelników łaski?
Ukorzyć czoła przed wielką zasługą,
Co zwiała wszystkie pozłociste blaski
Z muz helikońskich, dając im przepaski
Z skóry kowalskiej lub też płótno szare
Naokół bioder — a w rękę obrazki:
Modele maszyn, cyrkiel, młot i miarę
I tak im każąc dźwigać snać piekielną karę?…
II.
Odkąd rzemiosło i przemysł »rodzimy«
Przybrały haseł najszczytniejszych znamię,
W karły się dawne zmieniły olbrzymy,
A olbrzymami ci, co siedzą w kramie;
Odkąd stan średni mówi chłopu »chamie!«
Co niegdyś mawiać zwykł szlachcic wąsaty,
Słusznie, gdy kark swój i poeta łamie,
Kiedy rozwiewa swego płaszcza szmaty
Przed siłą, co lśni złotem, i co zbawia światy.
III.
Wszystko już było na tym grzesznym świecie,
Powiedział niegdyś Ben-Akiba rabi,
I wy to pewno w porządku znajdziecie
Gdy przed ideą, która trzosem wabi
Gną się nie tylko tacy ludzie słabi,
Jak moja miłość, lecz i one zbawców
Społecznych wzory, co mają… skrzek żabi,
Patryotycznie broniąc wszystkich ssawców —
Że ja też część tę pocznę od kupców i krawców…
IV.
Nie mogłem, wiecie, stać się nieśmiertelnym,
Choć dotąd wierszy-m napisał bez liku;
Zawsze goniłem w rozpędzie piekielnym
Na swym skrzydlatym, Bóg wie, gdzie, koniku —
Gdzie promieniącą w przeczystym promyku
Jakaś tam miłość, jakaś prawda władnie —
Wprawdzie bez łokcia, jarmarcznego krzyku,
Bez tych zachwalań, które płyną składnie,
Jeżeli zwłaszcza dudka usidlić wypadnie.
V.
Więc może wtedy, gdy, wytrzeźwion z jazdy
Onej niezwykłej, każę leźć swej szkapie
W stronę, gdzie kupiec, licząc złote gwiazdy
W żelaznej szafie, w łysinę się drapie,
Lub zadumaną twarz ukrywa w łapie,
By poetyczne zataić wzruszenie,
Które zbyt chętnie wyśmiewają gapie,
Może więc wtedy — o precz wszystkie cienie! —
Nieśmiertelności na mnie spłyną stąd promienie.
VI.
A więc od kupców — macie we mnie posła
Kupieckiej cześci i kupieckiej sławy.
Jakaż to rozkosz szlachetna, podniosła,
Gdy zbraknie cukru, herbaty lub kawy,
Liści bobkowych, gwoździków do strawy,
Kminku, imbieru, pieprzu, cynamonu,
Tęskną ulatać myślą na łan Jawy,
Nad brzeg Gangesu, w zapachy Ceylonu,
Lub gdzieś pod murem chińskim marzyć aż do skonu!…
VII.
Lub jaki czar to wieje w tym przypadku,
Gdy, zobaczywszy, że ostatnie spodnie
Nazbyt się mocno wytarły na . . . . . .
Umiesz się przenieść, gdzie jak istne kłodnie
Piętrzą się stosy materyi lub modnie,
Z szykiem paryskim wyrobione »sztuki«,
Gdzie krępy majster patrzy na świat godnie,
Dumny i szczęśliw, że jego nauki
Owoce umią cenić gładkie szlifobruki.
VIII.
Jakich obrazów stąd fantazya pełna,
Jakich refleksyi strzelają potoki!
Oto naprzykład patrzcie, co za wełna:
Ich właścicielki pasły się, gdzie stoki
Gór andaluskich lecą w jar głęboki,
Lub gdzie bifsteków i Lira kołyska
W mgieł Manfredowych otulona zmroki,
Lub cień swych ruin Bagczysaraj ciska,
Gdzie śni przy szmerze fontan zaklęta huryska…
IX.
Albo ta derka! albo ta koszula!
W podwójne garby zbrojne dromadary
Włos na nią dały, że jest godną króla!
Krocząc przez pustyń piaszczyste obszary,
Gdzie prostopadłe dopiekają skwary
Nie śniły pewno w tej bezmiernej głuszy,
Jakie po śmierci będą szerzyć czary,
Od katarowych broniąc nas katuszy —
Tak, nosów naszych broniąc i… jaegrowskiej duszy.
X.
O źródło sztuki! o ty stanie średni!
Nawet obrazki dajesz rodzajowe!
Jakżeż to pięknie, kiedy w…