Wyślij za pomocą:
Wiersz: Jan Kasprowicz
Poszli z siecią rybarczycy
Na wielkie jezioro,
Radują się, weselą się:
Będzie rybek sporo.
A trzcina szeleści…
Radują się, weselą się —
Hej! nasz mocny Boże!
Ja-ć gromnicę na ołtarzu
Woskową położę…
Ja-ć koronek zmówię cztery
I za mszę zapłacę,
Tylko dobry daj nam połów,
Wspieraj naszą pracę!
Poszli zbożni rybarczycy
O poranku, w lecie,
Zapuścili na głębinę
Białe, lniane siecie.
Idą na dno siecie lniane,
Trzcina w krąg szeleści —
O czem prawi chwiejna trzcina?
Jakież niesie wieści?
Czy o skarbach zatopionych?
Czy o rybce złotéj,
Którą złowił rybak młody,
Ginący z tęsknoty.
Czy o siostrze trucicielce?
Czy o zdradnej żonie,
Co, zabiwszy swego męża,
Poszła spać na tonie?
Z żalu poszła i rozpaczy
I śpi do wieczora,
A zaś nocą wstaje z głębin,
Siada u jeziora.
Widzieli ją starzy ludzie:
Wyżarte ma oczy,
Łono w szmaty poszarpane,
Ręka we krwi broczy…
Starzy ludzie ją słyszeli —
Woła na wsze strony:
— Oczy wzrok mi twój wypalił,
O mężu zdradzony!
Płyną zbożni rybarczycy,
Siecie idą na dno —
Dobry połów! ciągnij, bracie!
Wyciągnąć nie snadno!…
Widać, szczupak choć na łokieć,
Albo jesiotr duży —
Kto się umie wziąć do dzieła,
Temu szczęście służy…
A trzcina szeleści…
Hej! nie szczupak to, ni jesiotr —
W białe, lniane siecie
Ułowili rybarczycy
Niewiniątko-dziecię.
Niewiniątko ułowili,
Niosą je do miasta:
Każ-że dzwonom bid, burmistrzu,
Gdzież ta zła niewiasta?!
Gdzież ta matka? Gdzież zbrodniarka?
Dziewczyna czy pani?
Wstydem serca napełniła,
Miecz katowski dla niéj.
Miecz katowski albo topiel
Na wieczną pogardę —
Każ-że dzwonom bić, burmistrzu,
Sądy sprawuj twarde!…
Biją dzwony, po ulicach
Głoszą głosiciele:
Hańba spadła na gród stary,
Wygnała wesele!
Na jeziorze, na głębokiem,
W białe, lniane siecie
Ułowili rybarczycy
Niewiniątko-dziecię.
Burmistrz zasiadł na straszliwe
Sądu sprawowanie:
Która w duszy ma niewinność,
Niech przed sądem stanie!
Biją dzwony uroczyste
Na kościelnej wieży,
Do ratusza, przed burmistrza,
Orszak dziewic bieży.
Spieszą tłumnie, w białych sukniach,
Z lilijami w ręku —
Nie boją się głosicieli
Ani dzwonów dźwięku.
Nie boją się błysku miecza,
Ni młyńskich kamieni;
Jeszcze nam się wian ruciany
Na skroniach zieleni!
Jeszczeć białe w naszych rękach
Nie zwiędły lilije!
Która winna, niech jej oczy
Mokra rosa pije!
Wszystkie zeszły się dziewice
Z różanymi wianki — — —
Dzwony biją, a trzcina szeleści — — —
Niema jednej między niemi
Panny burmistrzanki…
A trzcina szeleści…
Gdzież ma radość? gdzież me szczęście?
Koniec z mą nadzieją?!
Wstał pan burmistrz, okiem wodzi,
Nogi mu się chwieją.
Bijcie, dzwony! Niech głos płynie
Nad ranne niebiosy!
Zjaw się, córko! chroń od hańby
Siwe moje włosy!
Biją dzwony, ku jezioru
Straszne lecą wieści,
Nad jeziorem chwiejna trzcina
Szeleści, szeleści…
O czym szepce trzcina chwiejna?
Czy o rybce złotéj,
Którą złowił rybak młody,
Ginący i tęsknoty?
Czy o siostrze trucicielce?
Czy o zdradnej żonie,
Co, zabiwszy swego męża,
Poszła spać na tonie?
Ni o siostrze, ni o jęku,…