Krakowski obrazek

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Gdy żołnierski prosty pogrzeb przechodzi ulicą
I w takt stąpa rzesza zbrojna, w takt bagnety świecą,
Nagle w duszy mi się zrywa dziwna chęć i dzika:
Niech i po mnie zagra także wojskowa muzyka!
Już nie mogę dalej wytrwać w biednym życiu takiem,
Rzucę wszystko i ucieknę, zostanę żołdakiem.
Nadto mię dziś żalów nęka, nadto wspomnień boli

Jesienne popołudnia

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Jesienne popołudnia kładą
Na gładki przestwór pól łagodną
Jasność różaną, ale bladą; 
Mnie chłodno.
Drzewa się smutnie mienią w złoto
I w czerwień stroją różnorodną,
Patrzą na własny blask z tęsknotą; 
Mnie chłodno.
Wśród uciech sam się myślą straszę,
Gdy lecą gwiazdy w noc pogodną,
Że przyszedł koniec na dni nasze; 
Mnie chłodno.

Fosforescencja

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Noc. Zerwało się morze z daleka
I w popłochu do lądu ucieka,
Nie wie, czemu na piasek się tłoczy
I zapala sine strachu oczy.
Ktoś nim wstrząsnął i strwożył ogromnie,
Że przybiegło na sam brzeg, aż do mnie,
Do stóp moich pokornie się łasi,
Szepce, że mi wszelki ból ugasi.
Chce mnie porwać w swoją otchłań ciemną
I przewalać się wiecznie nade mną.

Amor i Psyche

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Psyche uciekła z domu, gdy w ramiona
Wziął ją raz Amor, i dziś, jego żona,
Mieszka wśród bogów, lecz się z nimi nudzi,
Rwie do dzieciństwa, do swoich, do ludzi.
Dzfeń cały błąka się niema, ucieka,
Gdy męża ujrzy, i tylko gwiazd czeka,
By udać ciche spanie, bo skrzydlaty
Małżonek w szale wpada do komnaty.
Gdyby dziś mogła na ziemię powrócić,
Już by nie chciała, miłosnych powieści
Słuchać, marzeniem snów dziewiczych kłócić,
Ni kochać w duszy białej i niewieściej.
Dzisiaj już Psyche to wie, jaką zgubną
Silą jest miłość, złą i samolubną,

Żem o Twych dłoniach, okutych w pioruny

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Żem o Twych dłoniach, okutych w pioruny,
Zapomniał, zgiąłeś głowę mą do prochu.
I gdy mi serce ustało w popłochu,
Na nerwy palce kładłeś, jak na struny.
Jak zabitego wroga Tyś mię wtoczył
Wszędzie, gdzie serce krwawi się i targa
– Aż z ust zsiniałych wybiegł krzyk i skarga,
Ażeś mię znowu modlić się nauczył.
Dziś jużem nawykł… Dziś sam karku nagnę
Pod stopę Twoją, serce dam Ci w ręce.
I będę cicho konał, byłem w męce
Czuł, że jest szczęście, gdzie ja szczęścia pragnę.

Wiotka i drżąca, ukryta

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Wiotka i drżąca, ukryta
Na dnie głębokim mórz.
Piękniejsza róża wykwita
Od bladych ziemskich róż.
Rośnie przy ławie koralu,
Gdzie wieczna cisza i cień,
Gdzie ledwo blaskiem opalu
Wschodzący znaczy się dzień.
Wie, że jej nigdy w głębinie
Słońca nie dojrzy wzrok.
Stroi się w tęcze, choć zginie,
Spowita w nocny mrok.
Nie ufa i nie czeka,
Lecz się ku światłu pnie.
Tak miłość w duszy człowieka
Wschodzi na zwątpień dnie.

Widzę oknem same śnieżne dachy

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Widzę oknem same śnieżne dachy,
Lecz na oknie hiacynty rosną,
I dokoła wstają mi zapachy – 
Jakby wiosną.
Dawno mię już odbiegały piosenki,
Aż tu w piersiach, nagle, bez powodu,
Rozbudziły mi się jakieś dźwięki – 
Jak za młodu.
Zawsze patrzeć na kwiatów kielichy,
Zawsze takie dźwięki słyszeć w sobie
I być światu tak obcy i cichy – 
Już jak w grobie.

Warga drży jeszcze, oko jeszcze pała

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Warga drży jeszcze, oko jeszcze pała –
Już mnie nie kochasz, jakeś mnie kochała.
I kiedy wołasz, w głosie twoim słyszę,
Jakby pustyni głuchą dal i ciszę…
I gdy miłosne powtarzasz mi słowa,
Wtórzy im jakiś dźwięk, jak pieśń grobowa.
Więc mi już żegnaj, bo nie mogę więcej
Cierpieć – a kochać nie umiem goręcej…
Wreszcie od bólów i żalów przecieka
Danaid wieczna urna, pierś człowieka.
Cóześmy winni, żeśmy tak niestrojni,
Zawsze spragnieni, zawsze niespokojni?
Cóżem ja winien, że gdy ci się śniło
O szczęściu wiecznym aż gdzieś za mogiłą,

Poza głuchą traw i zbóż równiną

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Poza głuchą traw i zbóż równiną,
Gdzie szum morza płynie po cichutku,
Trzy ogromne wieże we mgle giną;
Jest to Brugia, wielkie miasto smutku.
Tak lubiłem te sczerniałe mury,
Te przerosić trzcinami kanały,
Wieże, które przez wieki do góry
Z modlitwami ludzkimi wzrastały.
I Madonny urocze a dziwne,
Które Memling robił w twardych szatach,
Takie czyste, bezwiedne a sztywne,
Jako lilie, kiedy staną w kwiatach.

O ciszę modli się żeglarz, o ciszę

Wiersz: Konstanty Maria Górski
O ciszę modli się żeglarz, o ciszę,
Gdy łódź egejską fala rozkołysze,
A gwiazdy zgasną. Ciszy pragnie, ciszy
Tracki wojownik, gdy krzyk bitew słyszy,
1 Med sajdakiem zbrojny ciszy woła,
Ale jej złotem nikt kupić nie zdoła,
Jeśli życiem sam nie dojdzie do niej.
I chociaż liktor tłum ludzi rozgoni,
To nie odpędzi zgryzoty nikomu.
Gdy lotna troska kręgiem wkoło domu
Pójdzie i nękać go będzie w pobliżu,
Choćby uciekał okrętem ze spiżu,
Choćby z druhami uszedł w cwale koni,
Chyżej od wschodnich wiatrów troska goni.
Czemu się rzucać w pragnienia i smutki
I żądać wiele, kiedy żywot krótki –
Kto w innej ziemi, albo w obcym niebie
Szuka odmiany – uniknież on siebie?
Ten tylko szczęsny, kto się dobrą chwilką
Cieszy i wita złe uśmiechem tylko.

Niebo smutne – morze jest żałobne

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Niebo smutne – morze jest żałobne,
Morze kirom śmiertelnym podobne,
I na brzegu ma pas wysrebrzany
Wielki, długi, świecącej się piany.
Stare gwiazdy, gwiazdy ponade mną,
Otuliły się w mgławicę ciemną,
Łzami w niebie ognistymi płaczą
Upadając w czarną toń z rozpaczą.
Bo na fali jakieś gwiazdy płoną,
Jakieś światła wznoszą się i toną,
Wielkie jakieś blaski lśnią po fali
I na morzu coś się naraz pali.

Na wodzie srebrnej, cichej i milczącej

Wiersz: Konstanty Maria Górski
Na wodzie srebrnej, cichej i milczącej,
Na wodzie lśniącej, gładkiej i drzemiącej,
Leżały góry jasne i zamglone
Jak duchy czaru zaklęciem uśpione.
Dochodził z lasu sosen szmer żałosny
Odmawiający Dawidowe psalmy.
A złotym liściem szepcząc śpiew miłosny
Na brzegu chwiejne hajdaly się palmy.
W dolinie kwitły czereśnie, migdały,
Na polu dzieci anemony rwały.
Wietrzyk przynosił woń pomarańczową,
Ziemia się wiosną zieleniła nową.