Dwa anioły

Dwa anioły spotkały się w locie,
Ponad ziemia, wśród błękitnych mórz
Jeden płynął w purpurze i zlocie
Miał wejrzenie jakby rannych zórz,
Diugi w czarnych aksamitach tonął,
Łez brylantem świecił jego wzrok –
A na głowie wieniec z gwiazd mu płonął
I rozjaśniał nieskończony mrok
„Wracam z ziemi – rzeki pierwszy z aniołów –
Gdziem w ogrodzie życia kwiaty siał,
Rozdmuchiwał płomienie z popiołów
I przyśpieszał nowy rozkwit ciał
Tam widziałem, w ciemnej nieszczęść nocy,
Dwóch seic czystych krwawy z losem bój,
Dwojga istot gorzki ból sierocy,
Ich samotny, ciężki życia znój
Więc zbliżyłem dwie niedole z sobą
I miłości owiałem je tchem
A z dwóch smutków nad dawną żałoba
Szczęście rajskim wykwitnęło snem!”
Ja – rzekł drugi w gwiaździstej kolonie –
Wracam także z owych ziemskich pól,
Gdzie na chorych sercach kładłem dłonie…
I na zawsze koiłem ich hol.

Do…

Przekleństwa synu! co Kaina piętnem 
Straszysz w dzień biały Chrystusową trzodę, 
Przybywaj do mnie! w uciśnieniu smętnem 
Znajdziesz dla siebie gorycz i ochłodę. 
Znanyś mi z dawna, gdy życiem namiętnem 
Przyniosłeś duszy swojej wieczną szkodę, 
Rzuciwszy cnoty gościniec utarty 
I do bram niebios biegnąc, i odparty. 
Lepiej ci było wraz z bracią Ablową 
Przeżuwać życie na pokory zębie, 
Kochać na rozkaz i wierzyć na słowo, 
Paląc na stosie ofiarnym gołębie; 
Niźli do boju stanąwszy z Jehową, 
Przeglądać bytu i nicestwa głębie. 
Nie byłbyś nosił fatalnej pieczęci, 
Na którą z wstrętem patrzą wniebowzięci! 
Lecz tym, czym jesteś, skazany na piekło! 
Tym cię mieć pragnę! gościu mój posępny! 
Bo jakieś echo podziemne mi rzekło: 
Że los nasz jeden, że i ja występny, 
Czemu tym bardziej wierzyć teraz muszę, 
Gdy jasne niebo z piersi mej uciekło, 
I sam zostałem, nieprzystępny skrusze, 
A tylko jednej rozpaczy przystępny.

Do Młodych

Szukajcie prawdy jasnego płomienia! 
Szukajcie nowych, nie odkrytych dróg… 
Za każdym krokiem w tajniki stworzenia 
Coraz się dusza ludzka rozprzestrzenia 
I większym staje się Bóg! 
Choć otrząśniecie kwiaty barwnych mitów, 
Choć rozproszycie legendowy mrok, 
Choć mgle urojeń zedrzecie z błękitów, 
Ludziom niebiańskich nie zbraknie zachwytów, 
Lecz dalej sięgnie ich wzrok. 
Każda epoka ma swe własne cele 
I zapomina o wczorajszych snach… 
Nieście więc wiedzy pochodnie na czele 
I nowy udział bierzcie w wieków dziele, 
Przyszłości podnoście gmach! 
Ale nie depczcie przeszłości ołtarzy, 
Choć macie sami doskonalsze wznieść; 
Na nich się jeszcze święty ogień żarzy 
I miłość ludzka stoi tam na straży, 
I wy winniście im cześć! 
Ze światem, który w ciemność już zachodzi 
Wraz z cała tęczą idealnych snów, 
Prawdziwa mądrość niechaj was pogodzi, 
I wasze gwiazdy, o zdobywcy młodzi, 
W ciemności pogasną znów!
Wiersz: Adam Asnyk

Dlaczego wicher tak wyje

Dlaczego wicher tak wyje
I z jękiem leci ku niebu?
Czy skargi roznosi czyje?….
Czy pieśń zawodzi pogrzebu?
Różne są nędze na ziemi:
Są jedne, co litość budzą,
I ma kto płakać nad niemi,
I boleść utulić cudzą.
Są inne, jakby przeklęte
Od świata, ludzi i Boga…
Gdzie serca rozpaczą wzdęte
Otacza pustka złowroga.
Nikt się nad nimi nie żali…
Obca im wszelka pociecha…
I przepadają gdzieś w dali
Samotnie, bez łzy, bez echa.
Tylko wiatr niesie ku niebu
Brzemienne klątwą rozpacze
I wyje pieśni pogrzebu…
W ciemnościach jęczy i płacze.
Wiersz: Adam Asnyk

Dla panny Laury R.

Dwoje szczęśliwych widziałem na ziemi
I ci mi nigdy nie wyjdą z pamięci
Dwa seica wielkie, czyste, nad któremi
Czuwali zawsze aniołowie święci
I od wszelakiej chronili je skazy,
Pojąc je mlekiem nadziemskiej ekstazy
Ci nic z prawd gorzkich żywota nie znali
I ziemia cala była dla nich rajem,
Widzieli wszystko pięknym i kochali –
I siebie także kochali nawzajem
Ową miłością, co początek bierze
Gdzieś w melodyjnej archaniołów sferze
Wiersz: Adam Asnyk

Daremne żale

Daremne żale – próżny trud, 
Bezsilne złorzeczenia! 
Przeżytych kształtów żaden cud 
Nie wróci do istnienia. 
Świat wam nie odda, idąc wstecz, 
Znikomych mar szeregu – 
Nie zdoła ogień ani miecz 
Powstrzymać myśli w biegu. 
Trzeba z żywymi naprzód iść, 
Po życie sięgać nowe… 
A nie w uwiędłych laurów liść 
Z uporem stroić głowę. 
Wy nie cofniecie życia fal! 
Nic skargi nie pomogą – 
Bezsilne gniewy, próżny żal! 
Świat pójdzie swoją drogą. 
1 kwietnia 1877
Wiersz: Adam Asnyk

Czary

Coś się zdawało dziewczynie,
Coś się zdawało!
Przy młynie
Godzinę całą
Patrzała, jak woda płynie,
Jak pod nią w wodnej kotlinie 
Coś się pluskało!
Zdawało jej się, ze w wodzie 
Widzi tęczowy
Na spodzie
Gmach kryształowy,
A pod nim w świetnym pochodzie,
W zaczarowanym ogrodzie 
Królewskie łowy.
Zdawało jej się znów dalej, 
Że widzi potem
Na fali,
Błyszczących słotem
Rycerzy w hełmach ze stali,
Że nawet ukłony w dali 
Widzi przelotem.

Czarodziejka

Z wdziękiem wiosny nieśmiertelnym,
W jutrzenkowym blasku szat,
Wraz z orszakiem swym weselnym
Czarodziejka idzie w świat:
Z uwieńczoną biegnie skronią,
Z śpiewem ptasząt, z kwiatów wonią.
Przed nią sylfów jasna rzesza,
Swój weselny nucąc chór,
Na obłokach tęcze wiesza,
I otrząsa rosę z piór,
I obwieszcza jej przybycie:
Świeżą rozkosz, nowe życie.
Świat zakwita cały przed nią
I różowy bierze blask,
Płonie szczęścia przepowiednią,
Pożądaniem słodkich łask.
Wszystko wschodzi, wszystko rośnie,
Pod jej stopą drżąc radośnie.

Ciche wzgórze

Znam ja jedno piękne wzgórze.
Na nim kwitną przy figurze
Przeźroczyste polne róże.
Boża męka pochylona
Patrzy z ciszą i spokojem.
W świat wyciąga swe ramiona
Ponad ziemskim krwawym znojem.
Jak tam słodko, jak tam błogo:
Nie dotknięte bólem, trwogą
Serca w niebo płynąć mogą.
Tęsknych dumań nic nie zmąci.
Cichnie ludzkiej głos boleści…
Chyba wietrzyk listkiem trąci.
Lekko, śpiewnie zaszeleści.
Kiedy słońce z nieba schodzi
W swojej złotem tkanej lodzi.
W purpurowych fal powodzi.

Choć pól i łąk…

Choć pól i łąk
Odmładzasz krąg,
Roznosząc woń miłosną,
Nie wrócisz mi
Miłości dni,
O czarodziejko, wiosno!
Nie wskrzesisz złud,
Pojących wprzód
Zachwytem serce moje,
Nie dla mnie już
Rumieniec róż
I świeżych uczuć zdroje.
Więc z czasry twej
Dla innych lej
Rozkoszy słodkie miody,
Niech z twoich szat
Rwie cudny kwiat
Kochanków zastęp młody.

Bóstwo tajemnicze

Na chmurnym szczycie góry
Kamienne jest oblicze;
Świątyni kryją mury
To bóstwo tajemnicze.
Składają mu ofiary
Zastępy wiernych sług –
Przez dym kadzideł szary
Poczerniał stary bóg.
Twarz jego skryta w cieniu,
Przyćmiona wieków pleśnią –
I stoi tak w milczeniu,
Wielbiony ludu pieśnią…
Aż nagle… tłum zdziczały
Pożogę wpada nieść,
Chce burzyć ołtarz chwały,
Niweczyć dawną cześć.

Ból zasnął

Ból zasnął we mnie już z cicha,
Jak dziecię krzykiem zmęczone;
Łzy na dno duszy kielicha
Spływają niepostrzeżone.
Wszystkie żywota gorycze
Zamknąłem w sercu jak w grobie;
Niech drzemią w nim tajemnicze.
Nie mówiąc światu o sobie.
Lecz jeszcze męczarnia cudza
Łzę wydobywa spod powiek,
Do gorzkiej myśli pobudza
Przybity rozpaczą człowiek.
Jęk, który w ciemnościach słyszę,
Paląca nędzarzów skarga,
Jeszcze przerywa mi ciszę
I żalem pierś moją targa.

Bolesławowi Prusowi

Niechaj pracownik nie żali się cichy,
Gdy ziarno myśli wciąż rzucając świeże,
W oklaskach tłumu i błyskotkach pychy
za trud swój głośnej zapłaty nie bierze.
Rozgłos i sława przemija tak marnie
Jak tuman pyłu, którym wicher kręci…
Choć nagle cały widnokrąg ogarnie,
Znikając z oczu, znika i z pamięci.
Opada fala uwielbieniem wrząca
I tych, co w górę wyniosła na sobie,
Po krótkiej chwili znowu na dół strąca,
I grzebie żywcem w zapomnienia grobie.
Powoli nawet dźwięk imienia głuchnie –
Zgłuszą go nowi tłumu ulubieńce –
I w bezimiennym rozsypią się próchnie
Oznaki hołdów i laurowe wieńce.

Siedzi ptaszek na drzewie

Siedzi ptaszek na drzewie
I ludziom się dziwuje,
Że najmędrszy z nich nie wie,
Gdzie się szczęście znajduje.
Bo szukają dokoła,
Tam gdzie nigdy nie bywa,
Pot się leje im z czoła,
Cierń im stopy rozrywa.
Trwonią życia dzień jasny
Na zabiegi i żale,
Tylko w piersi swej własnej
Nie szukają go wcale.
W nienawiści i kłótni
Wydzierają coś sobie,
Aż zmęczeni i smutni
Idą przespać się w grobie.
A więc, siedząc na drzewie,
Ptaszek dziwi się bardzo,
Chciałby przestrzec ich w śpiewie..
Lecz przestrogą pogardzą.
Wiersz: Adam Asnyk

Przykro, przykro jest dębowi

Przykro, przykro jest dębowi, gdy go robak toczy,
Ale przykrzej nie móc płakać, gdy łez pełne oczy.
Smutno biednej jest ptaszynie, gdy jej skrzydła urzną,
Ale smutniej jeszcze temu, co kocha na próżno.
Źle jest zmykać jeleniowi, gdy go zdybią w kniei,
Ale gorzej jeszcze sercu wyrzec się nadziei.
Trudno pływać ciężkim głazom po rzecznej głębinie,
Ale trudniej nie żałować szczęścia – kiedy minie.
Ciężko, ciężko wrócić na świat, gdy się leży w grobie,
Ale ciężej, o mój miły, zapomnieć o tobie!
Wiersz: Adam Asnyk

Pierwsze uczucia, to kwiaty wiosenne

Pierwsze uczucia, to kwiaty wiosenne,
Co się własną upajają wonią:
Przed żywszym blaskiem jeszcze w cień się chronią
I wierzą jeszcze w swe trwanie niezmienne.
Po nich, ach! inne stubarwne, płomienne,
Znów zakwitają i za słońcem gonią:
Wiedzą, że zwiędną, więc czasu nie trwonią
I gaszą tylko pragnienia codzienne.
A później znowu wspomnień astry blade
Wschodzą samotne na schyłku jesieni,
I chcą trwać tylko i walczą z ulewą,
Widząc w około martwość i zagładę,
A w końcu jeden cyprys się zzieleni,
Ponure, smutne rezygnacji drzewo.
Wiersz: Adam Asnyk

Jednego serca! tak mało! tak mało

Jednego serca! tak mało! tak mało,
Jednego serca trzeba mi na ziemi!
Coby przy mojem miłością zadrżało:
A byłbym cichym pomiędzy cichemi…
Jedynych ust trzeba! skąd bym wieczność całą
Pił napój szczęścia ustami mojemi,
I oczu dwoje, gdzieby, patrzył śmiało,
Widząc się świętym pomiędzy świętemi.
Jednego serca i rąk białych dwoje!
Coby mi oczy zasłoniły moje,
Bym zasnął słodko, marząc o aniele,
Który mnie niesie w objęciach nieba…
Jednego serca! tak mało mi trzeba,
A jednak widzę, że żądam za wiele!
Wiersz: Adam Asnyk