Kto pożegnaniem Pięknej

Kto pożegnaniem Pięknej wstrząśnięty,
Niech z odwróconym ucieka wzrokiem!
Gdy patrzy w twarz jej, ogniem przejęty,
Wabi go ona, ach, wiecznym urokiem.
Nie pytaj Słodkiej, nim rzucisz próg jej,
Kto z nas odchodzi? Gdy męka żywa
Chwyta cię spazmem, leżysz u nóg jej,
Zwątpienie serce twoje przeszywa.
A gdy, choć oczy twe płacz przesłania,
Widzisz ją we łzach oddalających,
Zostań! Czas jeszcze! Ku tobie skłania
Gwiazdę najstalszą noc kochających.

Książka do czytania

Najdziwniejsza z wszystkich ksiąg
To księga miłości.
Z uwagą ją przeczytałem:
Mało stronic szczęścia,
Całe karty cierpienia,
Jeden rozdział to rozstanie,
Powitanie to maleńki fragmencik.
Tomy zmartwień i kłopotów,
Długie okresy wyjaśnień
Bez końca, bez końca.
O Niżami! A tyś jednak
Odnalazł był słuszną drogę,
Któż bo zwiąże niezwiązalne?
Kochankowie znów złączeni.
Wiersz: Johann Wolfgang Goethe
Przełożyła: Wanda Markowska

Kochająca pisze

Widzieć, jak na mnie patrzysz, i w twe oczy patrzeć,
Na ustach poczuć twoich ust pocałowanie —
Która już tego szczęścia doznała — czyż dla niej
Mogą być teraz inne radości bogatsze?
Z dala od Ciebie, obca dla swoich — kołacze
Jedno wciąż moich myśli pasmo nieprzerwane
I zawsze ta godzina przyjdzie niespodzianie —
ta jedna, i pierś zadrga, i wybuchnę płaczem!

Gdzież są twe oczy, co na mnie

Gdzież są twe oczy, co na mnie patrzyły,
Usta jedyne, co mnie całowały?
Gdzież biódr wysmukłość, gdzie krągłości ciała.
Stworzone chyba dla rajskich rozkoszy?
Czyś ty istniała? Więc któż ciebie spłoszył?
O tak, tyś była, boś mi szczęście dała,
Potem, niewierna, uciekłaś, kochanko,
I moje życie na zawsześ splątała.
Wiersz: Johann Wolfgang Goethe
Przełożyła: Wanda Markowska

Elegie rzymskie V

Teraz radośnie się czuję na ziemi klasycznej natchniony,
Głośniej, czarowniej mi brzmi z dawnym współczesny mój świat.
Słucham tu danej mi rady, pisarzy świata starego
Skrzętnie przerzuca ma dłoń, nowy wciąż czerpię z nich czar.
Ale całymi nocami inaczej zatrudnia mnie Amor;
Choć więc uczony na pół, szczęsny podwójnie jam jest.
Czyż się zresztą nie uczę, gdy badam łona miłego

Elegie rzymskie

Moja najmilsza, nie żałuj, żeś mi tak prędko uległa!
Wierzaj, nie kala cię myśl we mnie zuchwała ni zła.
Różnie działają pociski Amora: z nich jedne li drasną
I zdradziecki ich jad przez lata chorobą jest serc.
Lecz upierzone potężnie, z ostrzem na świeżo zaciętym,
Inne wnikają w sam rdzeń, w lot rozpalają nam krew.
W czasach herosów, gdy bogi, jak i boginie, kochali,
Żądza w spojrzenia szła ślad, rozkosz za żądzą tuż w trop.

Droga, kiść się chyboce

Droga, kiść się chyboce
Pełna, przyciężka aż!
W łusce z kolców owoce.
Popatrz, przed sobą masz.
Już krągłe, wiszą w ciszy,
Bowiem nie znają się,
Gałązka się kołysze
Cierpliwie, w tę i w tę.
Lecz jeszcze ciągnie soki
W ich wnętrzu rdzawy rdzeń.
Chce oddech wziąć głęboki.
Chce widzieć jasny dzień.

Dobrze znam spojrzenia mężczyzn

Dobrze znam spojrzenia mężczyzn;
Jeden mówi: „Kocham, cierpię
I pożądam, i rozpaczam.”
Moc tych słówek zna dziewczyna.
Wszystko to mi nie pomoże,
Wszystko to mnie nie porusza.
Ale Hatem! Twe spojrzenia
Darzą dzień dopiero blaskiem,
Mówiąc: „Ty mi się podobasz
Tak jak dotąd nikt na świecie.
Widzę róże, widzę lilie,
Parków dumę i ozdobę,
Mirt i fiołki, i cyprysy,
Wszystko, co upiększa ziemię;
Wystrojona jest jak cudo,
Aż ogarnia nas zdziwienie,

Czucie jesienne

Bujniej, wyżej pnij się, liścia,
Pod okno moje w górze,
Tu, w kraju winnic!
Nagiej pęczniejcie,
Bliźniacze grona, i dojrzewajcie
Prędzej, lśnijcie pełniej!
Was rozmnaża macierzyńskiego słońca
Pożegnalne spojrzenie,
Was obrzmiewa miłego nieba
Owocująca pełnia;
Was ochładza księżyca
Czarodziejskie, przyjazne tchnienie.
I was — ach — z moich oczu
Zraszają
Wiecznie ożywiającej miłości
Nabrzmiałe w pełni łzy.
Wiersz: Johann Wolfgang Goethe
Przełożył: Julian Przyboś

Choćby w tysiącu kształtów

Choćby w tysiącu kształtów utajoną,
Najukochańsza, zawsze poznam ciebie,
Za czarodziejską ukryta zasłoną,
O wszechobecna, zawsze poznam ciebie.
Po najsmuklejszej cyprysa urodzie,
Najpiękniej rosła, zaraz poznam ciebie,
W kanału wartkiej, kryształowej wodzie,
Najpieszczotliwsza, dobrze poznam ciebie.
Gdy się fontanna rozbiega w promieniach,
Najfiglarniejsza, wesół poznam ciebie.
Gdy chmura kształt swój formując się zmienia,
Najbardziej zmienna, w niej ja poznam ciebie.

Bliskość ukochanego

Gdy słońca blask nad morza lśni głębiną,
Myślę o tobie, miły.
Wzywałam cię, gdy księżyc niebem płynął
I zdroje się srebrzyły.
Widzę cię tam, gdzie skraj dalekiej drogi
Szarym zasnuty pyłem,
A nocą gdzieś wędrowiec drży ubogi
Na ścieżynie zawiłej.
Słyszę twój głos w szumie spienionej fali
Bijącej o wybrzeże,
Lub w cichy gaj przychodzę słuchać dali
W zamierającym szmerze.