Przed snem

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Nie zatrzymamy się, aż 
tej nocy nie przepłyniemy milcząc 
ręka przy ręce, przy twarzy twarz, 
by kołysała nicość. 
I będą z nami światy szły, 
o których wiemy z książek, 
co najmniej dwa, a może trzy: 
powietrzne, ziemskie, morskie. 
Nie zatrzymamy się już, 
a nieba cienki szczebiot 
będzie nam inną ziemią rósł 
z księżyca, co jak żebro. 
I wstąpi tam nasz lekki cień, 
i wówczas blask wygasły 
nizinnej naszej gwiazdy – ci 
serdecznym wskażę palcem. 

Przed odejściem

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Porasta jesienną mgłą 
mój kraj jak włosem siwym. 
Lecz nim pożegnam go 
dłonią z męczeńskiej gliny, 
lecz nim się zgodzę z koroną 
Wiersz: Tadeusz Gajcy
cierniowych lip i wezmę 
w bok mój i serce bezbronne 
ciemność jak ostre narzędzie, 
niech błyskawicy lament 
znów mnie na wieczność wywoła, 
bym uniósł sam siebie jak palmę 
i płomień poczuł u czoła. 
Po kościach zdeptanych idąc 
porównam żywioł z żywiołem, 
gwiazdę zawistną nazwę, 
co nad mą głową czeka, 

Portret

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Choćbym co dzień rozmnażał się liczny, 
inną mową przemawiał – tkliwszą, 
choćbym w światło zmieniony lub w liście 
spadał kruchy pod sierp błyskawicy, 
choćbym język miał martwy i oczy 
zaświatowym oddane znakom – 
powiem: w niebie różowym jak w wianku 
świeci dom mój palący się w nocy. 
Choćbym wrócić już nigdy nie zdołał 
ani odejść już nie mógł drogą, 
gdzie zmęczone wracają na kołach 
łąki ranne, wiatraki świergocą, 
choćbym trwał jak trwa mrówka lub glista 
sercem klaszcząc przy ziemi wiotkim, 
każda chwila mi będzie jak wystrzał, 
każda barwa jak siarka i ogień. 

Poemat letargiczny

Wiersz: Tadeusz Gajcy

Tak: w tych ścianach, za którymi piękna 
błyskawica jak głóg ostra miota znaki smutnym, 
noc trwa ciągła: to jej usta uporczywe zostały na sękach, 
to jej palce widzę w deskach czarne jak na płótnie. 
Świat odrębny, ach, poznaję: ludzkie 
śpiewy śmieszne i zawiłe, lot ptaków, skrzyp studzien, 
klaskają bicze nad drogą, którą już nigdy nie pójdę, 
drzewa przystają, a kształt ich jakże mi jest znajomy. 

Po raz pierwszy modlitwa

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Nieśmiałej trawy lazur 
jutro mnie chłodem określi, 
ku niebu przegnie małemu 
i złamie głos mój doczesny, 
drzewa językiem rozdzwoni 
powietrze kipiące ostro, 
bym sen przytulił do skroni 
i serce uniósł jak wiosło. 
Dlatego zanim posłuszny 
pod tęczę wysoką wpełznę 
ramiona kuląc i uśmiech 
nietrwały niosąc przez przestrzeń, 
idź obok, jak idzie Twa rzeka 
wara wydęte płucząc 
czasem serdecznym i ogniem 
jak ja już mową półludzką. 

Piosenka o przemijaniu

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Ponad nocą, którą kochasz, 
czas przechodzi gwiazdy mącąc, 
a zbłąkana ręka w książkach 
jak maleńki leży kosmos. 
I cierpliwa fala oczu 
drży w czekaniu niepojętym 
na powrotny dzień i słońce 
jak dziecinny śpiew kolędy. 
W nocy tej lub innej nocy 
powiesz wiekom bohaterskim 
o twym buncie i miłości 
pod drobniutkim dachem pięści; 
i niedbały cień jak bronę 
włócząc z sobą – staniesz wreszcie 
nad swym sercem jak poranek, 
nad swym ciałem jak gałęzią. 

Pieśń nostalgiczna

Wiersz: Tadeusz Gajcy

Wywołany z przestrzeni ciasnej, 
gdzie głuche czoło chmur, a na nim słońca bruzda – 
wspominam ziemię świetlną: był 
pienisty nieba ślad nad głową prący płasko,  
wiatr jak mozaika różny w jeziorze się zanurzał,  
na rzekach ryb dzwonienie, a nocą ryba gwiazd  
wygiętą niosła płetwę poprzez roślinny czas. 
Człowieczych głosów drzewo szumiało snom mym prędkim:  
był ogród, a w nim dom o dachu niby miedziak, 
w ogrodzie stały kwiaty w kolorach jak kredki  

Opowieść z innego świata

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Śnieg jak posąg ramionami trzymał 
chmury kredkę i wychodził świat 
długi bardzo jak rzeka lub szyna 
w drzewach krągłych jak paciorkach lamp. 
Woda ciekła, gdy cedrową arką 
jak zabawką – człowiek świat nawiedził 
i leżące pod ziemią w letargu 
budził rysie, sarny i niedźwiedzie. 
Potem palcem wskazującym dotknął 
piersi własnej otulonej liściem 
i wywołał z niej dobrą samotność 
i łzę pierwszą na ciemny policzek. 

Oczyszczenie

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Światłu temu schodzący w obraz 
jestem drzewem czy ptakiem ślepym? 
Błyskawicy srebrnej koronka 
cień mój toczy wysmukłym niebem. 
Więc ruchliwą twarzą zwrócony, 
gdzie odległy już piorun stąpa 
ręce moje jak dwa liście klonu 
na ogniste kładę niebiosa. 
Będę trwać tak pół-człowiek, pół-drzewo 
na cierpliwej powietrza wadze. 
Kiedy serce ułoży mnie siwe
w miejscu światła, gdzie lśniącą kładzie 
kość jak cacko – Bóg z uśmiechem dziecka – 

O szewcu zadumanym

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Młotek przewija ręce poplątane wstążkami żył, 
miękko spada lśniący jak przędza 
młotek srebrny – 
jest czy się śni? 
Głowa ciężka zwieszona do kolan 
na pomoście nocy i brzasku, 
a za nocą – jeziora wołań, 
a za brzaskiem – strumienie czasu.  
Okna czarna głęboka studnia, 
zasypana głębokim niebem, 
pomóż pokój głęboki zaludnić 
twarzą moją lub moim śpiewem. 

O nas

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Niebo zmalałe w łunie 
na ciebie i na mnie czeka 
jak kubełek srebrny u studni 
albo o zmierzchu twa ręka. 
Gdy ognia porusza kaskiem 
błyszczącym i białym jak puzon, 
serce jak światło na maszcie 
w piersi kołysze się pustej. 
Modlimy się dłonie łącząc 
o pamięć otwartą jak pejzaż, 
niech dźwiga nas dalej młodość, 
choć z ognia, głodu, powietrza. 

Nowo narodzonemu

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Jakże takimi dłońmi utrzymasz pierś mleczną 
maleńki! – Przecież niełatwo… 
W żyłach matki jak w mapie drogę sobie wybierasz 
i spokojny – wszak nazwali cię człowiekiem – 
słuchasz krwi jej. Pięknie szumi twa matka. 
Jest jak strumień ciepły i bukiet, 
a ty – ryba, koncha lub owad, 
mlecznych światów w zadumie słuchasz, 
tam kształt pierwszy się zaczął rysować. 
Nie bój się rzeczy niedobrych, 
do spokoju ich prosto się przytul, 
od kołyski znajomy powrót 
poprzez głosy zielone i skrzypy. 

Noc

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Czy we śnie daremnym, w przypomnieniu 
leżę pod światłem, co jak koral 
stacza się prędko? Oto pora, 
gdy cienie kwiatów w fali wartkiej 
pływają ciężkie niby karpie 
w księżycu srebrne. Owad równy 
jest człowiekowi, ptak zwierzęciu, 
gdy niebo budząc nas jak struny 
albo ściszając swym dotknięciem 
odchodzi ciemne pod powiekę. 
Żebym pamiętał: równy jestem 
łunie różowej, która przestrzeń 
w drzewo kolorów nagłych zmienia. 
Żebym rozumiał: nawet salwie, 
gdy przez powietrze idzie lekkie 
jak dzwon od chłodnych drzwi milczenia. 

Nad ranem

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Od mego serca do twego  
droga jak listek długa,  
a przecież budzi nas echo  
grając w nas jak kukułka:  
ciebie o słowo za późno,  
mnie o pół nuty za wcześnie,  
więc w twarz ci patrząc jak w lustro  
podwojony sam sobie jestem:  
Wiewiórczy ogień mnie znaczył  
i kropla żelaza lecąc  
krzyżyk nad czołem jak dzwonek  
wieszała, albo jak pieczęć,  
abym dotknięty ogniem  
dłonie zaciskał obie  
jedną o młodość za późno,  
drugą za wcześnie o wieczność.  

Na progu

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Już jutro może nie ostygłym 
od łuny okiem będę musiał 
ogarnąć świat i spojrzeć wprost 
na nieba lot i tęczy most; – 
już jutro może dym jak widły 
zapachnie chlebem, ognia rózga 
wysokim kwiatem w ogród spadnie, 
a ptak, co w smutku miał mieszkanie, 
odmiennym szeptem zamknie sen. 
I kiedy będę musiał dotknąć 
miłosną ręką drzew tych samych, 
położę na nich gniewną pięść.
A kiedy nad mą samotnością 
przyjdzie mi słowa jak kolana 
radośnie zginać, sercu ufać 
i słuchać echa, w którym głos 
jak broń oddzwania albo kość, 
warga otworzy się jak lufa. 

Modlitwa za rzeczy

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Uspokój serca zegarów, 
zmęczone są – 
żarówkom przygaś powieki, za długo patrzą na nas, 
tramwajom pozwól odpocząć, 
niechaj nie drepcą wciąż 
i domom zabroń się wspinać 
w miastach obłych jak w dzbanach. 
Zdyszanym kołom pociągów 
kwietny spoczynek nakaż, 
płuca motorów napełnij ciszą wonną od gwiazd, 
trupim wydechem spalin 
niech się więcej nie żali 
kominów wysoki pochód w nieodgadniony czas. 

Miłość bez jutra

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Mój sen śmiertelny ciałem spełniasz  
i słowem płochym w śnie poczętym:  
puszysta włosów twoich perła  
jak promień krągły w pościel spływa,  
gdzie dłoń pierzasta jak z igliwia  
rozdziela cienie ciał od lęku.  
Mówimy szeptem krwi łagodnej  
słuchając w sobie: niech w nas płynie,  
niech niesie – światło jak w roślinie  
prześwietli serc planety małe  
i obudzimy się słuchając  
szelestu chmur i grania wody.  
Bo tyle tylko jest w nas ciepła,  
co dłoń zdziwiona objąć zdoła,  

Korale

Wiersz: Tadeusz Gajcy
Pokrusz wątłe gałązki, 
w których się wikłasz – 
Z pejzażu małego jak okno 
świergotem karmiąc dwie wąskie 
stopy gołębie 
wyjdzie starzec barwny jak witraż. 
W brodzie wysnutej z wilgotnej głębi 
ociekającej puszystym brzaskiem 
przyniesie trzepot ruchliwy 
ważek nadrzecznych i aster. 
U warg zdziwionych i miękkich 
zawiśnie dziecinny szczebiot, 
kiedy ze ścieżek zaczerpie 
oczu odjętych drzewom;