Kuźnia

W otchłani wieczystymi kołującej dymy –
Jest kuźnica Chaosu…Tam – na służbie kornej,
W pożarach, niebosięgłe pracują Olbrzymy –
Kują z bryły kosmicznej jakiś byt potworny…
Mięknie bryła od żaru wieczystych płomieni,
Kształtując się pod gromem nieustannych młotów
Ogniami tęcz mistycznych krwawi się i mieni…
Rychło – widzą Olbrzymy – będzie trud ich gotów.
Huczy piec, w mroku Wieczność łunę siejąc jasną,
Drżą kowadła, spod młotów skry padają grzmiące,
Lecą w przestrzeń bezmiarów, świecą się i gasną…
Jedna z tych skier  – to nasze nieobjęte Słońce
Wiersz: Bogusław Adamowicz

Krzyk sodomski

 Rozkosz przeciw najwyższym Prawom Przyrodzenia,
Omyłki Twórczej Ręki skutek niepojęty,
Sodomskie żądz zwichnięcia i zezwierzęcenia,
Tajnej Samozatraty grzechu czyn przeklęty.
Chuć martwa, bezcelowa, co się w starcach żarzy –
Rozpusta małych dzieci o czaszce kretynów:
Te klęski, o ludzkości, z twego ducha twarzy
Biją piętnem jaskrawszym, niż piętna Kainów!
W sercu, miłością jakąś nienawistną chorem,
Żądzy krwawych „rozpruwań” dziki żar wybucha…
We współce z hijenami nad grobów otworem
Szaleją Nekrofilie…Noc je tai głucha…
Spójrz w przeszłość, widzisz rzeszę, tę rzeszę męczeńską
Zgwałconą ascetyzmu złowieszczą swawolą…
Hańba samobiczowań syczy wszeteczeńsko –
Świętości promieniejąc zwodną aureolą

Krew Abla do Jehowy:

Kain był pyszny i srogie miał serce,
Abel cnotliwy i godzien nagrody…
– I otoś przeklął Kaina – mordercę:
Kain, przeklęty, pobudował grody
Z żelaza…sługi ma liczne i żony,
I mnogie synów zeń idą narody…
I kto by zgładził Kaina – zostanie
Nie raz, lecz siedmiokroć, przez Twój gniew zgładzony
– Otoś Ablowi błogosławił, Panie:
Trup Abla krucze rozszarpały szpony…
Wiersz: Bogusław Adamowicz

Krajobraz

Niech mistrz wymaluje dla mej ukochanej
Krajobraz fantastyczny i zaczarowany…
Niech tam będą niebiosa jasne i błękitne,
Jak jej oczy…doliny, łąki aksamitne…
I świecąca się dróżki śród ustroni mglistych,
Złote wzgórza…Gaj, pełen piosenek jej srebrzystych…
I niech będą dnia blaski, jak jej wzrok palące,
Krople rosy jak łzy jej…tęcze w łzach błyszczące…
Lecz niech będą groty, głuche i tajemne,
Jak tajniki jej duszy…i przepaści ciemne…
I niech do chmur się skała skronią pnie lodową,
Niedostępna, jak pierś jej…I o skałę ową
Niech się rozbija morze, wrzące, niezgłebione,
jako miłość ma – wielkie – ciemne – i szalone!
Wiersz: Bogusław Adamowicz

Klęska

Konwalie…żółte jaskry…i jak perły duże
Łez…drżące nenufary na wieczornej wodzie…
Jęk szklanych strun fontanny po bladym marmurze
Łkał…Szedłem zbierać kwiaty w marzenia ogrodzie…
Żagle wzdęte, jak pióra szybujących ptaków.
Szumiały; w okrąg burza ryczała straszliwa…
Płynąłem ku ojczyźnie pianą grzmiących szlaków,
Chciałem przybić do lądu w złote święto żniwa…
Pracowicie jak karzeł gromadząc tworzywo,
Budowałem świat szczęścia, świetlistszy, niż zorza;
Z gwiazd ubiłem gościńce, tęcz wzorzystość żywą
Przesnułem na kobierce łąk, na świat morza…

Kain

W górze – Olbrzymów-Skał orszak ponury
Na barkach nagich dźwiga nieb sklepienia,
I niby orłów stado czarne chmury
Obsiadły wieńcem jego pierś z kamienia.
Na dole – potok w mrocznej szczelin głębi –
Rzekłbyś potworny gad, pełznący w piekło,
Łyskliwym cielskiem zwija się i kłębi
I z głodnej paszczy – bucha pianą wściekłą!
Droga, po której deptały Szatany
Łamie się w wąwóz pod urwiskiem dzikiem…
A dołem – Kain biczem Jędz smagany –
Ucieka, w trwodze, z przeraźliwym krzykiem…
Wiersz: Bogusław Adamowicz

Góra Mitrydata

Lasy, góry, jeziora palą się, świat pali,
Ostatniemu z żyjących spłonął dach nad głową.
– O Agni, o prawieczne Fatum, o Jehowo,
Uciszcie szał zagłady, wy, coście stwarzali!…
Całe niebo w chaosie pała, grzmi i dymi,
A ziemia blużdże lawą, niby wrzód olbrzymi,
Niby rana, ziejące wzdęte łono świata
Drga i pęka…I oto, rzekłbyś, krwią bluznęło
Aż w  gwiazdy!…
Ty gotowy posąg-arcydzieło
Z piekielnych wnętrz wyrzucił Wulkan Mitrydata!
Wiersz: Bogusław Adamowicz

Gdy naród szemrał…

Gdy naród szemrał, że w niedoli żyje,
Łaknąc Wolności, i gdy go kąsały
Buntowniczości płomieniste żmije,
Na które srodze lud zaniemógł cały:
Wówczas mu węża upletli wodzowie
Z rzemienia, z skóry surowców, trwałej.
I wznieśli w górze ponad rzeszą szarą,
By wciąż nad sobą czuli go mężowie…
A kto na węża tego spojrzał z wiarą –
Cudownie przez to wnet odzyskiwał zdrowie…
Wiersz: Bogusław Adamowicz

Dwa jakieś kwiaty…

Dwa jakieś kwiaty na nieznanej łące
Znęciły razem w jedno nas ustronie…
Dwie jakieś gwiazdy, ku sobie ciążące,
Na jedno ciche nas zwiodły błonie…
Dwie jakieś piosnki, zbłąkane w tumanie
Na jednej harfie gdzieś załkały złotej…
Dwie zorze budzić przyszły nas w zaranie –
Rozlśnione w jeden smętny dzień tęsknoty…
Dwa słońca zaszły ponad ciemną drogą,
Gasnącym szczęścia krwawiąc się obrazem.
Dwa meteory błysły nam złowrogo –
I w jedną otchłań nas uniosły razem!…
Wiersz: Bogusław Adamowicz

Bezpłodność

Jest tragizm niepojęty w bezpłodności męce,
Która pali bez ognia i  spopiela duchy;
W niej Życia geniusz twórczy załamuje ręce –
I serca drżąc w niej słyszą wyrzut skargi głuchy…
Jest klątwą Zatracenia…Nad synowską głową
Ojcowie nią z bezwzględnym grzmieli okrucieństwem –
Ta klątwa nad ludami dzisiaj grzmi surowo –
I rody niezbłaganym ściga wciąż przekleństwem.
Ona ściga tych, którym jako w Lety rzece
W mętach Grzechu rozpusta topi ducha wściekła;

Bałwany

Są na morzu bałwany, kiedy burza dzika
Na nim wichrzy…Lecz z ciszą – tłum bałwanów znika,
I woda się wygląda, a okręt pomyka,
Spokojnie płynie, żagle rozwinąwszy białe…
Są na lądzie bałwany: ich widma wspaniałe
Unoszą się nad światem przez stulecia całe…
A świat korny na klęczkach liże ich podnoże…
I zarówno w czas burzy, jak o cichej porze
Zmącają te bałwany całe ludu morze…
Wiersz: Bogusław Adamowicz